do „Germanii?“ bez tchu spytał Sandok, bo już wsiadać musiał.
— Rzeczywiście! Było ręką księcia napisane do podsternika parowca.
— Dosyć! zawołał Sandok i rzucił się ku powozom.
W saméj rzeczy był to Fursch — nie mógł dłużéj wątpić — nie powinien był go z oka spuścić.
Gdy urzędnik kiwając głową za nim patrzał, Sandok biegał od powozu do powozu, aby usiąść jak najbliżéj nic niedomyślającego się zbójcy.
Ale pociąg już miał odchodzić, a konduktor prawie wtrącił czarnego do najbliższego wagonu — poczém zamknął za nim drzwi, a on usiadł na ławce.
Gdy pociąg ruszył, Sandok miał czas obejrzeć się po wagonie — musiał się skupić, aby nie zdradzić się z przyjemném wzruszeniem, bo na ostatniéj ławce kilku innemi od niego oddzielonéj, postrzegł podróżnego w niebieskich okularach, który już zdawał się na niego uważać.
Sandok więc na pozór zupełnie obojętny, tak się wsunął w kąt powozu, że nakoniec znalezionego Furscha ciągle miał na oku.
Trzeba było podziwiać spokojność i zuchwalstwo tego człowieka. Chociaż ostrożnie uważał na siedzącego z boku murzyna, nic w nim jednak nie zdradzało zbiega, ściganego i poszukiwanego. Pochylił się, niby zmrużył oczy pod niebieskiemi okularami i opuścił nieco pled, tak, że można było widzieć jego ciężki złoty łańcuch od zegarka i kosztowną spinkę. Wyglądał na podróżującego zamożnego kupca, który zapewne zwiedzał Paryż dla operacyi czarno zaklejonego policzka, a teraz wracał do domu.
Jeden z panów siedzących przy nim najbliżéj, chciał go wciągnąć w rozmowę — ale Fursch udał strudzenie i sen, aby mówić nie potrzebował. Wiedział z doświadczenia, że nie masz nic zdradliwszego nad głos, i że największém głupstwem jest chęć zmienienia go.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1302
Ta strona została przepisana.