Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Ale i ja również mam plany co do tego ładnego, niewinnego dziecka...
— Niewinnego? powtórzył Pająk tak chytrze na bok spojrzawszy, że z tego spojrzenia wybłysła nagle cała długo ukrywana przebiegłość staréj.
— Ręczę za to pani Robert, że zupełnie niewinnego!
— Zkądże pani możesz utrzymywać to z taką pewnością? Ale mówiąc o tém kochana Fursch...
— Pani nie chcesz mówić o tém, bo sama dzielisz to przekonanie!
— Co pani znowu przychodzi do głowy! — o to ja się bynajmniéj nie troszczę, ona ma tylko podać mi pomocniczą rękę, ona mi potrzebna kochana Fursch — widzisz sama — że ta astma to moja śmierć!
— Przedewszystkiém pani idzie o pieniądze — a wyznam pani, że i mnie także! Małgorzata jest tak czarownic piękna, że za jéj pomocą mogę zgromadzić ogromną summę i zgromadzę!
— I bezpłatne pomieszkanie tam daleko!
— Jeżeli się dam złapać — ale już to moja rzecz!
— Dobrego interesu, kochana Fursch! Przykro mi bardzo, że taką drogę przebyłam — nie przypuszczałam, że w tém niepozorném dziecku upatrujesz kopalnię złota! mówił Pająk niechętnie i zmierzał ku drzwiom. — Jeszcze słówko! Jeżeli mi formalnie odstąpisz dziewczynę, zapłacę ci dziesięć talarów — bierz prędko, kochana Fursch, bo mi śpieszno — bierz, póki się nie namyślę!
Pani Furschowa uśmiechnęła się — jéj szeroka twarz o wywróconych ustach w téj chwili wyrażała złowrogą chciwość.
— Dziesięć talarów? — nie traćmy dłużéj słów nadaremno! Niech rzeczy pozostaną po dawnemu!
— Chcesz zapewne więcój? A jeżeli stracisz dziewczynę bez wynagrodzenia? Jeżeli ci ta Małgorzata zginie? Cóż wtedy?
— No, już ją wtedy wynaleźć potrafię!
— Gdzież ona jest?