„Germania“ wyrzucała parę... Marcin zajął swoje miejsce u steru — radosna duma jaśniała na jego twarzy.
Książę de Monte-Vero stał przy przodowym maszcie okrętu — Małgorzata i Józefina były blizko niego — Sandok nie mogący jeszcze znieść ostrego powietrza, wiejącego od portu Hawru, siedział w znajoméj nam czarownie urządzonéj kajucie parostatku i tęsknie wyglądał łagodniejszego klimatu.
Wtém zaszumiały koła „Germanii“ w wodzie — okręt poruszył się.
— Do Monte-Vero! zawołali majtkowie, do Monte-Vero! powtórzyły Małgorzata i Józefina.
— Chwała Bogu! mruknął stary Marcin przy sterze, ładunek w komplecie — teraz już nie ma powrotu; Przecięż i hrabinę mamy z sobą — ta jest w przestrzeni na dole jak pakunek!
Stary Marcin dziwny gaduła, istny szczur morski, nawet po śmierci nie zawierał serdecznego pokoju z tymi, co za życia tylko nieprzyjaźń okazywali — dla tego mimo bardzo zmienionych stosunków, względem hrabiny zachował to samo co dawniéj usposobienie, a gdy na prawdę łagodniéj chciał rzecz traktować albo o jéj
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1320
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVI.
Monte-Vero.