śmierci co pomyślał, to przypominał sobie o jéj licznych nieprzyjaznych, krokach i kończyło się zaraz wszelkie Wzruszenie, na które zresztą Marcin bywał bardzo czuły. Jako zaufany pana Eberharda, który długi czas razem z nim poszukiwał jego córki, znał najlepiéj cały przebieg téj nieszcęśliwéj historyi i na kim ciążyła cała jéj wina.
Teraz wprawdzie wszystko się dobrze zakończyło, ale to właśnie po Bogu przypisać należało panu Eberhardowi i jemu.
Stary sternik Marcin nie przeceniał się. Wiedział najlepiéj, że myślał dobrze i że ten sposób myślenia owoce wydać musiał, Zatém może ze wszelką słusznością przypisywał sobie pewną część powodzenia, które sprowadził za sobą pobyt w Europie.
Nie wiedział jednak o tém, że wiele jeszcze pozostawało do życzenia, że pan Eberhard, a bardziéj jeszcze jego córka, w skrytości, dla uzupełnienia szczęścia, pragnęli jeszcze wielu zaledwie spodziewanych okoliczności. Nie pojmował zgoła tęsknoty owéj miłości czasowo rozdzielonych serc, które aż do końca spodziewają się spełnienia swoich życzeń, których dusze nierozdzielnie połączone są z tymi, do których ich miłość należy. Stary Marcin nie rozumiał takiego spokrewnienia dusz, i to nas dziwić nie powinno — bo jego narzeczona, jego kochanką było morze. Jego miłość przeto nie była pożądliwą, ambitną, samolubną — raczéj podobna była do miłości platonicznéj, która nic posiadać nie chce, która tęskni jedynie ku swojemu przedmiotowi, która do niego należy ciałem i duszą nie pragnąc wcale w nim się zatopić.
A przy tych platonicznych uczuciach pomyślmy tylko o szorstkiém obejściu; Marcina, o jego jędrnéj postaci, pospolitym sposobie wyrażania się, a otrzymamy obraz jego wystąpienia i zachowania się w czasie podróży, którą odbyć zamierzono. Podczas żeglugi był znowu we właściwym sobie żywiole, a ogorzała twarz jego nieustannie uśmiechnięta świadczyła o zadowoleniu z tego, że od tak
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1321
Ta strona została przepisana.