Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1323

Ta strona została przepisana.

Małgorzata i Józefina nie mogły się dosyć napatrzyć tym ogromnym widokom, téj wspaniałości morza, a Eberhard cieszył się wrażeniem, jakie to wszystko na nich wywierało. Marcin zaś niezmiernie był dumny, gdy się do niego zwracały z zapytaniami, a on mógł im odpowiedzieć.
Lecz oko jego chmurzyło się, kiedy na rejach, po przebyciu wyspy St. Jago, gdzie nabrali świeżéj wody, i równika, ukazały się ptaki zapowiadające burzę, owe podobne do mew wielkie białawe ptaki, które podobnie do nizko latających na stałym lądzie jaskółek, obeznanemu oku żeglarza zawsze burzę przepowiadają.
— Nie obejdzie się bez burzy, i spojrzał po ruchliwém morzu aż ku horyzontowi, który niby się we mgle ukrywał, tak, że się zachodzące słońce wydarło jak olbrzymia ognista kula. Czy widzi pani wdali małe białe wierzchołki? rzekł do stojącéj blizko niego Małgorzaty; wyglądają one jak pióra, długiemi strzępami powiewające — to piana bałwanów! Wkrótce posłyszymy szum i ryk burzy! Noc nadchodzi — niech nas Najświętsza Panna ustrzeże od klabautera!
To nazwisko brzmiało tak dziwnie i zarazem komicznie, że Małgorzata mimowolnie spojrzała na Marcina, aby się przekonać czy nie żartuje — ale rysy starego marynarza były tak poważne i pochmurne, że nie można było przypuszczać żartu.
— Goście to dopiero powiedzieli, Marcinie? spytała córka Eberharda, gdy się ściemniało, a fale coraz się wyżéj podnosiły. Wymieniliście jakieś nazwisko.
— Prawda — powiedziałem: niech nas Najświętsza Panna strzeże od klabautera! powtórzył Marcin robiąc krzyż po nad morzem, po stronie, od ktôréj od czasu do czasu dochodziły powiewy wiatru — czy pani nie wiesz, co to takiego?
— Nie, dobry Marcinie, opowiedzcie mi!
— Raz go tylko w mojém życiu widziałem, powiedział stary sternik i uchylił kapelusza, aby odgarnąć