Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1325

Ta strona została przepisana.

pokazałem mu to przeklęte stworzenie: „czy widzicie to zwierzę? — to nie może być nasz kot!“
— „Najświętsza Panno“ zawołał stary i zbladł truchlejąc: „to klabauter — jesteśmy zgubieni!“
Gdy wymienił nazwisko, wiedziałem co widzę. Dotąd nie widziałem jeszcze nigdy stworzenia zapowiadającego zgubę okrętu, ale dosyć o niém słyszałem. Wstrząsnęło mną gwałtownie — ale zwierzę już znikło, a fale coraz wyższe uderzały o nasz statek. Musieliśmy obciąć dwa maszty i tylko z trudnością i biedą uszliśmy zguby, uciekając z „Fryderykiem Wilhelmem“ jako rozbitkiem do portu. Od owéj nocy, w któréj życie nasze tylko na włosku wisiało i któréj dla tego nigdy nie zapomnę, zawsze przy nadchodzącéj burzy myślę o téj bestyi z czerwonemi oczami!
Małgorzata mimowoli niedowierzająco śmiać się musiała, gdy stary Marcin z taką powagą prawił jéj o morskim upiorze, który rzeczywiście u starych marynarzy grał wielką rolę.
Usiłowała dać sternikowi naturalne objaśnienie rzeczy, mówiła o chwilowém wzruszeniu, w którém zdaje się, że widzimy to czego w pośród śmiertelnéj trwogi przyczyny uwzględnić nie możemy, a co bywa często prostém złudzeniem zmysłów — ale stary Marcin nie dał sobie wyperswadować zabobonu, i zawsze utrzymywał, że nie życzy, aby szanowna córka pana Eberharda obaczyła to przeklęte zwierzę.
Tymczasem na niebie zaciągały coraz groźniejsze, szybko-lotne chmury, a „Germania“ walczyła z falami, które tocząc się, wiatrem gnane, o siebie się rozbijały.
Na horyzoncie zadrgały błyskawice — daleki grzmot tak straszliwie zapowiadał wcześnie zapadającą noc, iż Józefina z trwogą uczepiła się matki, która za radą Eberharda zeszła z pokładu i udała się z nią do kajuty, ponieważ białe wierzchołki fal coraz dziczéj po nad pokładem igrały.
Spadły wielkie krople deszczu, a coraz gwałtowniéj,