Wtém oczy zdumionych oślepił fajerwerk zapalony na łące pod lasem. Iskrami tryskające rakiety na głęboko niebieskiém tle drzew sprawiały wspaniały widok, a gdy groty i altany na terrasach stanęły w czerwonym bengalskim ogniu, gdy na dole w klubach zakwitły płomieniste kwiaty, a na wieżach i murach wybuchły wielkie radosne ogniska, zamek i okolica przedstawiły bajecznie wspaniały, niezapomniany widok, podwyższony śpiewem narodowych pieśni, brzmiących tysiącami głosów, ukrytych w klombach ogrodu osadników.
Łagodna, gwiaździsta, pachnąca noc południowa rozpostarła się nad tą uroczystością, nieporównaną co do swojéj serdeczności i piękności.
Po odprawieniu modlitwy wieczornéj w zamkowéj kaplicy, do któréj majtkowie zanieśli ciało Leony, Eberhard zaprowadził Małgorzatę i Józefinę do przeznaczonego im zamkowego skrzydła, którego uwieńczone kwiatami i na przyjęcie przyozdobione pokoje równie były okazałe jak zapraszające.
Poczém wszedł podstarzały rządca Schönfeld, następca zamordowanego przez Furscha Villeiry, aby zaprowadzić księcia do czerwonéj sali, w któréj oczekiwała go jeszcze jedna niespodzianka.
Rozległa, wysoka sala oświetlona była à jour, a w niéj ustawiono wymownie podobny portret cesarza brazylijskiego brylantami ozdobiony, który Don Pedro przysłał księciu de Monte-Vero w dowód swojéj miłości i przyjaźni.
„Przyjm go mile, mój drogi Eberhardzie, pisał cesarz w liście towarzyszącym podarunkowi. Jakiżbym inny mógł ofiarować upominek mojego wysokiego poważania, tobie osypanemu orderami i zaszczytami, jeżeli nie ten obraz, który ci ciągle będzie przypominał słowa przyjaźni, niezmiennéj dla ciebie po wszystkie czasy?