się zmieniła — skurczył się, chodził zgięty, a nakoniec często i coraz mocniéj użalał się na brak tchu. Kiedy z zewnętrznych ran szybko się wyleczył, obrażenia płucne nie z tak pomyślnym postępem usuwać się dawały, a raczéj zły kierunek przybrały. Sandok poczuł nakoniec sam, że nie ma co już myśleć o wyleczeniu się i polepszeniu zdrowia, ale przy tém wszystkiém pocieszał się myślą, że życie swoje poświęcił dobremu, szlachetnemu celowi, a to dodawało mu odwagi do spokojnego oczekiwania śmierci.
Wkrótce podupadł jeszcze bardziéj, a serdecznie pożegnawszy wszystkich, jednego poranku w swojéj izdebce zamku, znaleziony został bez duszy na trzcinowém posłaniu — wierny, poczciwy murzyn, pełny poświęcenia sługa księcia, przeszedł do wieczności — dożył jeszcze téj upragnionéj pociechy, że widział znowu Monte-Vero, tudzież piękną córkę swojego wielkiego massy w szczęściu i rozkoszy. To, jak często powiadał, uczyniło mu śmierć lekką. Zasnął na wieki z tém uczuciem, że sam siebie poświęcając, przyczynił się do doprowadzenia wszystkiego do dobrego końca.
Marcin niejedną łzę tajemnie otarł z oka, gdy stanął nad ciałem Sandoka, i ciągle innym sługom białej i czarnéj barwy powtarzał:
— Niech pioruny trzasną — Panie przebacz grzechy ale to żal, że on musi gryźć ziemię! Była to zacna wierna skóra, a co przyrzekł, to dotrzymał z narażeniem własnego życia! Czarny był moim przyjacielem, a wy wszyscy długo musicie pełzać i starać się, abyście godni byli podać mi szklankę wody. On osiągnął najlepszą cząstkę, powiadam wam! on w usługach swojego pana, przez poświęcenie się dla swojego massy, śmierć poniósł. Niech pioruny trzasną, Bogu wiadomo, że czarny może nam wszystkim za przykład służyć! Pokój jego popiołom!
Taką to mowę pogrzebową, powiedział Marcin nad ciałem swojego dobrego brata, zmarłego Sandoka — i wiele było prawdy w słowach, które staremu z duszy
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1343
Ta strona została przepisana.