Lord swoim ojczystym językiem wyrzekł bardzo wyrazisty przymiotnik, który znaczył tyle co „głupi ośle,“ i widział jak mu uprowadzano zachwycającą Małgorzatę, którą zaledwie nazwał swoją! A nie śmiał nawet przyznać się do powodu wzrastającego w nim gniewu! ale lokaje mieli za swoje, gdy ekscellencya sam swoją wieczerzę spożywał!
Nazajutrz rano, stangret, którego szambelan Schlewe bardzo zręcznie namówił do ustąpienia swojego miejsca otulonemu płaszczem Hiszpanowi, — przyniósł list do Lorda Wooda, który jeszcze rozdrażniony, miał zamiar cały swój gniew wywrzeć na Adamie. Ale list brzmiał:
— Więc to książę wypłatał mu tego figla! książę porwał zachwycającą dziewicę, może nawet za jéj zgodą! z gorzkim uśmiechem mówił do siebie stary lord, który teraz dopiero zrozumiał całe nocne zajście, co mu tyle zmartwienia sprawiło; nie mógł nawet odprawić stangreta, aby nie rozgniewać księcia Waldemara, który go w przeciwnym razie łatwo mógł na dworskich zebraniach uczynić tajemnym i wyraźnym przedmiotem pośmiewiska.
Od czasu opowiedzianego wypadku upłynęło kilka tygodni. Nastąpiła zima, a z nią burze i deszcze, niebo zakryły tak gęste siwe chmury, jakby lazurowy błękit nie miał już nigdy zajaśnieć nad ziemią, zaległą niby w śnie głębokim lub w ciężkiéj żałobie.