Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Rzecz to dawno doświadczona, że tak nieprzyjazne usposobienie przyrody udziela się umysłowi ludzkiemu, a najczęściej wtedy, gdy jakąś strunę duszy drżąco wzrusza żałoba; akkord, który z tego powodu brzmi wewnątrz, bywa smutny, bolesny.
Takim bolesnym akkordem brzmiała właśnie silna i piękna dusza Eberharda, — stał on w swojéj pracowni, — pióro wypadło mu z ręki — zamyślony patrzał przed siebie — występowały przed nim głęboko przejmujące obrazy — widział straconą swoją córkę w ubóztwie i nędzy — słyszał jak narzekającym głosem przywołuje matkę i ojca — widział pokusę, obłudny zwodniczy grzech do niéj się czołgający i wskazujący uciechy życia.
— Chodź, pójdź za mną, wabił, dla czego wzdragasz się, dla czego łzy lejesz? Jesteś piękną, do ciebie nalży świat, jeżeli za mną pójdziesz! Odwracasz się? Czyliż chcesz zginąć w ubóztwie i nędzy? Czy chcesz żyć w niedostatku i smutku, kiedy wszyscy używają? Życie jest tak krótkie, nie pogardzaj niém, nie zaniedbuj go!
Eberhard widział w duszy, jak jego córka słuchała — widział jak przyjmowała poszepty grzechu, który obładowany złotem i jedwabiem, przymilając się zbliżał się do niéj — jak błyszczącym wzrokiem patrzała na przepych i szał — jak z uśmiechem kazała sobie opowiadać o wzniosłości użycia.
— Moje dziecię! zawołał pokonany marzeniem, moje dziecię — nie słuchaj — nie idź za nim!
Ale grzech kładł w ucho dziewczęcia ułudne słowa, wplatał fantastyczne kwiaty w jéj piękne włosy, wkładał kosztowną ozdobę na jéj szyję — a jego dziecię, jego — córka poszła za grzechem, — upadła, aby uniknąć nieszczęścia i nędzy, boleści i przekleństwa jéj osierociałego bytu, i rzuciła się w otchłań rozkoszy.
— Moje dziecię! zawołał Eberhard i zrozpaczony wyciągnął ręce — litości — łaski dla dziecka mojego!
— Zgubione! coś zawołało — oto przekleństwo, które odziedziczają tysiączne pokolenia.