Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/170

Ta strona została przepisana.

w lepszych okolicznościach spijał sam wino z Doktorem i innymi przyjaciółmi. 000000 Stary szachraj nic mu nie odpowiedział, lecz pozostawił Doktorowi i Dolmannowi, którzy usiedli obok Rudego Dzika oświadczenie mu, że jest w bardzo złym humorze. Zabrał Rulfowi zarobione grosze, zezowatym wzrokiem kontrolując obejrzał zapasy, a potém przysiadł się do Furscha, który tylko co do dna wypróżnił kieliszek.
— Szelma Kasztelan, zabrał mi całe pieniądze za gałgany! mruknął, a do prawdziwego połowu nigdy go użyć nie można! Miałbym pewien interes do zrobienia!
— Mieszasz wszystko razem, stary! odparł mrucząc człowiek z łysiną i siwémi oczami.
— Jest tu jakiś cudzoziemiec, okrutnie bogaty — przed niejakim czasem był tu niedaleko i rozdawał pieniądze i rzeczy. Pan Eberhard, nazywali go Dolmann i drugi — na nim możnaby coś zarobić!
— Eberhard? i Fursch ruszył ramionami.
— Dolmann go zna, a gdzie on mieszka, łatwo się dowiedzieć, on ma pieniądze.
Fursch nie odpowiedział.
— Oho! ty masz dobry węch! utrzymywał przechowywacz, który za pomocą Furscha chciał zrobić dobry interes i nie nadaremnie zauważył szczodrobliwość Eberharda — zapewne tam znowu zakopałeś na Koźléj łące kilka bankocetli?
— Milcz stary, albo...
W téj chwili otworzono drzwi do szynkowni — suchy Leopold mniemał, że spadnie ze stołka, gdy postrzegł wchodzącego — szybko i skrycie pochylił się do Furscha i rzekł mu:
— To on — to Eberhard!
Fursch spojrzał z dołu na słusznego mężczyznę, w ciemno-siwym surducie z ciemno-blond brodą i w kalabryjskim kapeluszu, który w towarzystwie jeszcze potężniéj wyglądającego człowieka, krótko i ostro powiedział: dobry wieczór. Fursch wzrokiem znawcy obejrzał