Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/172

Ta strona została przepisana.

Eberhard wdał się w rozmowę przy stole w kącie i udawał, że nie zważa na majstra Leopolda i na Furscha, a mimo tego przyglądał się byłemu kanceliście, który mu nakoniec miał udzielić wiadomości o jego dziecku, z niespokojnością, którą tylko dzielny jego charakter pokryć umiał.
— Raz mu idzie dobrze, drugi raz źle — mówił Dolmann, wskazując na Rudego Dzika, który czekał tylko korzystnéj chwili, aby zażądać kart od Leopolda i zrabować nowych gości, którzy jak się zdawało, mieli pieniądze w kieszeni, a tymczasem przepijał do Dolmanna.
— Teraz idzie mu równie źle jak i mnie! powiedział doktor śmiejąc się swoim przepiłym basem.
— Jakież rzemiosło prowadzicie? spytał Eberhard Rudego Dzika.
— Rzemiosło? Hm — krótko mówiąc mojém rzemiosłem jest dobra gęba, odpowiedział rudobrody, zdejmując czapkę i kładąc na boku.
— On jest wielbicielem! objawił Dolmann.
W téj chwili raptownie otworzyły się drzwi szynkowni i wpadł do niéj jakiś człowiek blady i bez czapki.
— Dzisiaj Razzia — nadchodzą! zawołał pozbawiony tchu — nietylko dla ostrzeżenia swoich towarzyszy, bo żaden z tych złoczyńców nigdy nie opuszcza drugiego, lecz i aby ostrzedz przechowywacza Leopolda. Za kwadrans będą niebieskie mundury! zmykajcie prędko!
Słowo Razzia wywarło dziwne wrażenie na gości Białego Niedźwiedzia, którzy znali je aż nadto dobrze.
Znaczyło, że stołeczna policya w nocy otoczy zwierzyniec, i ukrywających się w jego gęstwinie włóczęgów i złoczyńców pochwyta. Odbywanie takich razzia zwykle nakazywano tak niespodzianie i tajemnie, że zawsze najlepszém powodzeniem uwieńczone bywały, dopełniano na podejrzanych policyi okolicznych drogach i domach, tak że w takich razach gospoda pod Białym Niedźwiedziem zawsze cieszyła się niespodziewaną wizytą. Majster Leopold był bardzo ostrożny pod względem swojego