Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Policyanci zbliżali się do gospody.
— Tędy, tędy chodźmy! z cicha mówił Fursch i przebiegł obok walącéj się szopy, pomiędzy wyschłe zarośla; ciemność sprzyjała. ucieczce. Za zaroślami znajdował się rów szeroki prawie na pięć stop, jeszcze nie zamarzły — Fursch przeskoczył go rączo — Eberhard bez trudu uczynił to samo.
Nie dawał się wcale wyprzedzić łotrowi, którego tak szczęśliwie znalazł i teraz miał, w swojéj mocy, ponieważ bał się, aby; manie uciekł. Nikt inny prócz Furscha nie mógł mu wskazać drogi, na któréj miał szukać swojego straconego dziecka! Znajdował się sam na sam ze zbrodniarzem, ale jakież niebezpieczeństwo przerażać go mogło?
Fursch śpieszył dalej w pole, którego zeschłe ściernie trzeszczały pod jego i Eberharda nogami zbliżyli się ku krzakom, wznoszącym się przed nimi ź panującéj, ciemności w czarnych zarysach, Fursch szedł teraz wolniéj. Eberhard, całkiem zajęty myślami, że nakoniec zbliża się do celu, nie uważał na zezowate spojrzenia swojego towarzysza, — nie uważał, iż ten prawą ręką, szybko czegoś szukał pod kamizelką.
— Tu się pan schyl — w cieniu tych zarośli nikt nas je znajdzie, ani się domyśli, chociażby nawet niebieskie mundury pole przeglądały!
Gałęzie stojących na pagórku. wierzb, ogołocone z suchych liści, tworzyły mimo tego bezpieczną, altanę, bo zwieszały się rzeczywiście tak nizko, że aby się dostać do téj kryjówki, trzeba się było nachylić. Eberhard, gdy chciał wejść do tego miejsca, jak się zdawało dobrze Furschowi znanego, poczuł jakąś obawę, i w téj chwili postrzegł podejrzany ruch człowieka następującego mu na pięty, a szybko obracając się ku ujrzał, że coś błyszczy w jego podniesionéj ręce. Fursch mniemając, że obali Eberharda, tak szybko i gwałtownie potrącił go, iż tego zaledwie spodziewać się było można po pozornie bezsilnym łotrze, i w téj chwili