Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/176

Ta strona została przepisana.

prawa jego ręka uzbrojona nożem zmierzała ku grzbietowi Eberharda.
Pod gałęziami panowała tak głęboka ciemność, iż zagrożony zaledwie mógł dostrzedz poruszenia swojego nieprzyjaciela, jednak rzucił się lekko raniąc sobie rękę o nóż, na silnie wymierzone ku sobie ramię i jednocześnie na szyję nieprzyjaciela. Sekunda, a już byłoby zapóźno, bo Fursch zapewne pamiętał o jego gotowiźnie.
W ciemności rozpoczęła się straszliwa walka — okropne mierzenie się sił, bo Fursch mocny stawiał opór broniącemu się, a wreszcie używał całéj zwinności, aby mu zadać cios śmiertelny.
Lecz Eberhard lewą ręką jak żelaznemi kleszczami trzymał uzbrojoną prawą rękę łotra, a drugą tak mu silnie naciskał gardło, iż Furschowi, chociaż za pomocą wolnéj ręki chciał mu się wyrwać, coraz bardziéj powietrza brakowało.
— Oho! mości Fursch, z przeważnym śmiechem zawołał Eberhard, tu rozbroił nieprzyjaciela i czuł, że ten stęka i chwieje się: nie taka była nasza umowa! Jesteś silniejszy niż myślałem; mniemałem, że ostrożność nie-* potrzebna i poszedłem za tobą, — ale teraz muszę ci dać nauczkę, która cię wcale nie ucieszy! Pfe, masz sztylet w ręku! Czy ci chodziło o białe talary, które jeszcze mam przy sobie? Byłoby przyzwoiciéj, gdybym cię niemi był nagrodził za udzielenie mi obiecanych wiadomości; byłbym ci je dał chętnie, — a teraz zamiast pieniędzy dostaniesz pamiątkę, któréj przez całe życie nie zapomnisz! Fursch rzężał pod okropną siłą swojego zwycięzcy, kolana gięły się pod nim — machnął dziko rękami w powietrzu i prawie uduszony wreszcie padł.
— Łaski, mruknął — litości!
— Aha! teraz co innego śpiewasz, mości Fursch; znalazłeś lepszego mistrza od siebie! Skosztujże raz, jak się dzieje, kiedy śmierć komu zajrzy w oczy, może