dziennie konno do niéj przyjeżdżał, aby ją widzieć i słyszeć z jéj ust słowa, wzruszające całą głębią jego duszy.
Przeszły smutne dni zimowe, słońce wstępowało coraz to wyżéj, mile ocieniające willę lipy i kasztany zazieleniały, ogrodnik ubierał kwiatami balkon i terrasy; pierwiosnki i fiołki kwitnęły w zieleni przed ogrodem; skowronek, poprzednik wiosny, śpiewał w polu swą świergotliwą piosenkę, a liściowy dach coraz silniéj się rozwijał po nad parkiem, do którego wchodziło się przez tylny portyk wiejskiego domu.
Łagodne, ciepłe powietrze wiało, całując źdźbła — promienie słońca siały po mchu pierwsze leśne kwiaty, błękitne niebo sklepiło się nad staremi drzewami — leśni śpiewacy znowu się znaleźli, gwizdali i śpiewali; dzięcioły zastukały znowu dziobkami, a wiewiórki, te zwinne zwierzątka z czerwonemi ogonami, prawie tak dużemi jak całe ich ciało, wysunęły się z zimowych mieszkań w dziuplach starych drzew, i po wygodném wyciągnięciu się i oczyszczeniu cieszyły się budzącą się wiosną — tu i owdzie wyglądała z pomiędzy świżéj zieleni ciekawa głowa sarny, patrząc niewinnemi oczami ku źródłu, które jak odwieczny zegar leśny, jednokształt — nie z kamienia na kamień spływało. Ale zaraz uciekła przez gęstwinę do dalekiego wąwozu — bo spokojny wiatr, wiejący korzennie po gałęziach i krzakach, ostrzegł ją, wskazując, że po wązkiej ścieżce w tyle zbliżają się ludzkie istoty; a że nie mogła wiedzieć, iż to para kochanków zbliża się i pewno w téj pięknéj godzinie nie zakłóci jéj pięknéj swobody, wyniosła się więc ztamtąd szybko jak wiatr.
Wkrótce po zeschłych zeszłorocznych liściach w parku zaszeleściły czyjeś kroki — dziewczę w przezroczysto jasnéj sukience, piękne jak zwodnicza dryada, szło prowadzone przez młodego, przystojnego mężczyznę, który pysznie wyglądał w swoim świetnym mundurze! Ciężkie szako zdjął i pałasz odpasał, — szedł trzymając w ręku delikatną rączkę towarzyszki i używając wiosny roz-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/183
Ta strona została przepisana.