Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/19

Ta strona została przepisana.

widz przypatrywał się parowcowi, który cały był czarno malowany, tak, że z daleka wyglądał jak potwór walczący z falami. Dwa maszty i liny także były czarne, czarne skrzynie na koła, po większéj części mułem wodnym pokryte, czarny pokład, na którym pomimo niesłychanego niebezpieczeństwa, osada z wojskową dokładnością wykonywała wszystkie rozkazy.
— Tak, teraz to już zgubiony! zawołał jeden z celnych urzędników, bo błyskawica i piorun jednocześnie wypadły, tak, że ludzie na brzegu potruchleli, retmanów nie widać; — po takiéj przeklętéj burzy, obaczymy tylko szkielet okrętu!
Po tych słowach nastąpiła głucha cisza, — angielscy urzędnicy mają dla morskich nieszczęść swojego rodzaju najgłębsze współczucie.
— A jednak, moi panowie — patrzcie, oto tam znowu ta „Germania“ wydobywa się z otchłani — teraz koła dotykają wody, zdaje się, że po tém ostatniém wstrząśnieniu, burza nieco się uspakaja — łódź z retmanami zbliża się ku temu czarnemu znakomitemu parowcowi!
Urzędnicy zdumieni ujrzeli, że parowiec, nie przyjął ich pomocy i coraz bardziéj brał górę nad falami.
Człowiek, który oparty o maszt, stał jak posąg szydząc z najstraszliwszéj śmierci, był albo właścicielem okrętu, albo jego passażerem, bo prócz niego nie widziano nikogo podobnego. Można było rozpozna’ jego wynisłą postać i zarosłą twarz.
— Dziwne towarzystwo, mruknął oficer; nie ociągajmy się panowie, wsiadajmy na kutter, bo pogoda zaczyna się wyjaśniać!
Urzędnicy usłuchali wezwania, aby zadosyć uczynić swojemu obowiązkowi, który im oficer przypomniał, gdyż bądź co bądź musiał widzieć i słyszeć, co to był za parowiec, płynący pod cesarsko-brazylijską Hagą.
Majtkowie gotowi byli na skinienie, i wkrótce ruszył kutter, bo można już było rozwinąć żagiel na ciągle jeszcze huczącém morzu.