— Może nie mógł przyjechać, może go co zatrzymało, zypewne tak być musi; niewątpliwie, coś w niéj zawołało, on cię kocha i do ciebie należy! Ależ powiedział raz, że nie może znaleźć spokojności, jeżeli mnie którego dnia nie widzi, bo byłby pośpieszył tu w nocy, aby chociaż odwiedzić mnie na chwilę! Jak on starannie wszystko dla mnie urządza! mnie się często zdaje, że jestem jakąś księżniczką z bajki — ale kiedy go tu nie ma, wszystko mi się wydaje zimne i zamarłe!
Gdy Małgorzata jednego z ostatnich dni z podobnemi myślami stała w otwartém oknie swojego pokoju — gdy boleśnie wieczorem wyjrzała i dostrzegła na niebios błękicie zapalajace się jedna po drugiéj gwiazdy, zdało się jéj, że z dala dochodzą do niéj dobrze znajome dźwięki — te gdy się zbliżyły i stały wyraźniejsze, Małgorzata poznała w nich pieśń, którą tak często śpiewała w nocy na kamieniach:
Matki rodzonéj nie znałam,
Nikogom ojcem nie nazwała;
Boże kochany, jestem sama!
Och! żadne serce nie jest mojém!
Brzmiało to tak boleśnie, a przytém tak mile, iz jéj mimowolnie gorące łzy z oczu popłynęły — zbliżała się do niéj własna jéj pieśń — dawne, ukochane dźwięki z przeszłych czasów! To znajdujący się w pobliżu Walter tak śpiewał — uczciwy Walter, zawsze dla niéj tyle przyjacielski i serdeczny, a któremu nigdy dostatecznie za to się nie odwdzięczyła. Pieśń ta dochodziła do niéj jak lekki wyrzut — zapomniała, że odmawiał uprawiania jéj ogrodu — chciała mu podziękować, że dawniéj zawsze był dla niéj tak dobrym, a i teraz jeszcze myślał o niéj. Mie mogła inaczéj i sądziła, że żadnego błędu przez to nie popełni.
Sługi widziały jak już o późniéj godzinie zbiegła do ogrodu, widziały jak idąc za słyszaną pieśnią, wyszła za bramę kraty.