nieszczęśliwa — czuła pod sercem niezmierny ciężar — łzy jéj zalewały jedwabne poduszki.
Biedna Małgorzato, oszczędzaj gorących kropli, które ból uśmierzają i ulgę przynoszą: dni próby dopiero się zaczynają.
Gdy pierwsze promienie słońca zajrzały do pokoju przez przetykane złotem firanki, podniosła się — szybko okryła się poranną szatą, drżącemi ze wzruszenia palcami otworzyła okna, i napawała się owiewającym ją świeżym zapachem.
Gdy słońce wyżéj podeszło, wyprawiła do księcia służącego z listem, który tchnął całą jéj szczerością — jeżeli po tém piśmie nie pośpieszy, jeżeli pisała napróżno i słowa jéj żadnego nie wywrą na nim wrażenia, wtedy niewątpliwie pragnie ją opuścić i zapomnieć.
Małgorzata czekała z trawiącą niecierpliwością, która raz nadzieją, drugi raz rozpaczą przejmuje — byłoby niewdzięcznie, aby ten, którego uważała jako zesłanego od Boga, który jéj miłość poprzysiągł, teraz miał ją porzucić.
Z gorączkowém wzruszeniem oczekiwała od niego znaku — dzień przeminął — blada i przerażona ujrzała nadchodzącą noc, noc długą, straszną. Niespokojna tam i napowrót przechadzała się po pokoju. Służące szeptały sobie rozmaite domysły i obawy — nie odpowiadała na ich pytania, nie słuchała pieśni Waltera, który jak obrońca jéj co wieczór błąkał się około wiejskiego domku... patrzała tylko na drogę, którą zwykle przybywał ukochany i słuchała — częstokroć zdawało jéj się, że słyszy zbliżające się tętnienie końskich kopyt, i śpieszyła do okna z radośnie błyszczącém okiem.
Nadaremnie — to nie on i nie do niéj jechał — jakiś obcy turkot omylił widzącą z bijącém sercem, jak jedna za drugą godzina upływa.
Nad ranem padła bezprzytomna na łoże, przy ktôrém klęczała — zamknęła zaczerwienione powieki — jéj
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/202
Ta strona została przepisana.