pisywałem trudności, z jaką zawsze zawierałem przyjacielskie stosunki.
Dziecię moje miało już prawie dwa lata, gdy pewnego dnia Francesco, który często oznaczał godzinę swojego odjazdu, ale ją późniéj zwłóczył, zaprosił mnie, abym poszedł z nim na włoską operę, która w B. dawała przedstawienia. Leona odmówiła nam swojego towarzystwa, oświadczając, że niezdrowa, lecz tak mile namawiała mnie, chcącego przy niéj pozostać, abym poszedł posłuchać pięknéj muzyki, że nakoniec uległem połączonym prośbom obojga, i wyszedłem z domu z młodym Włochem, pożegnawszy Leonę, jak zawsze gdy wychodziłem.
Nie domyślałem się, że to będzie pożegnanie na całe życie — nie domyślałem się, że ściskał mnie wąż i tak mile tulił do siebie!
Francesco wydał mi się wzruszony i bardziéj niż zawsze niespokojny, — ale to mnie nie uderzało, bo często bywał taki!
Swobodnie rozmawiając poszliśmy na operę. Słuchałem dźwięków muzyki i znowu żałowałem, że Leona nie dzieli zemną téj przyjemności.
Po ukończeniu pierwszego aktu, Francesco na pozór wielce uradowany, oświadczył mi, że na dole na inném miejscu znajduje się bardzo blizki przyjaciel jego, i prosił, abym mu wybaczył, że mnie na kilka minut opuści, dla przywitania tego przyjaciela.
Prosiłem, aby postępował bez względu na mnie.
Gdy Francesco wyszedł, zbliżyli się do mnie dwaj od dawna znajomi mnie oficerowie i prosili, abym się udał za nimi. Głosy ich tak były uderzająco poważne, że pomyślałem o pojedynku, albo o jakiéj honorowéj sprawie, co mnie jednak spotkać nie mogło.
Gdybyśmy wyszli z teatru, już było ciemno na ulicach — obaj oficerowie prosili mnie, abym niezwłocznie pośpieszył do mojego mieszkania! Spojrzałem na nich zdziwiony — oni już od kilku tygodni wiedzieli
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/218
Ta strona została przepisana.