książę i tuż przy nim stojący szambelan tém lepiéj przez otwór w portyerze widzieć mogli co się dzieje w jasno jakby słońcem oświetlonym salonie.
W tym salonie piękność wyprawiała ucztę!
Książę, którego oko zapewne było strudzone, zaledwie mógł ukryć swoje zdumienie i upodobanie, tak, że blady, tryumfująco uśmiechnięty szambelan, który z szatanskiém wyrachowaniem sprowadził tu księcia, cicho poszepniętém słowem przypomnieć mu musiał, aby się za portyerą nie zdradził.
Szambelan von Schlewe, który jak cień stał za księciem, a jak szatan czarował go obrazami, o których wiedział, że nie oprze się żaden człowiek, jeżeli w jego żyłach płynie krew gorąca, cieszył się tém, że ten, który na mocy swojego nazwiska był jego panem i rozkazodawcą, teraz był jego niewolnikiem, bo podsycał jego namiętności.
A Leona — owa pulchnie piękna, ułudna postać, czy nie miała udziału w tym tak przebiegle ułożonym planie? czy na prawdę nie wiedziała, iż za zasuniętą portyerą czatuje książę, gdy ona na wpół siedzi, na wpół leży na miękkich, sprężystych poduszkach sofy?
Czy fałdy ciężkiéj, ciemno-czerwonéj atłasowéj sukni, nie naumyślnie były tak wysoko podniesione, albo może to tylko spodnie okrycie, które aby się czuć swobodną i dla wygody podczas dolce far niente, przełożyła w tych wieczornych godzinach nad uciążliwą, modnie uciskającą suknię ogoniastą?
Tak się na prawdę wydawało, bo przezroczysta zasłona jak powiewne tchnienie leżała na czerwonéj szacie, i tylko dla tego okrywała piękne, pulchne kształty, aby przez tkankę jeszcze bardziéj nęcąco i tajemniczo wyglądały i zdradzały się. Na zgrabnie założonych jedna na drugą nogach miała ciemno różowe buciki — u góry ciemnym jedwabieni gustownie ubrane, tak, iż zdawało się, że pulchnie wykształcone, w oślepiająco biały jedwab objęte członki hrabiny, wystają z ciemnych kie-