Małgorzata po nadaremném od dnia do dnia ze wzrastającą trwogą oczekiwaniu powrotu ukochanego, wpadła w ciężką, gwałtownie silną chorobę — jéj miękka, łagodnie nastrojona dusza truchlała na myśl, że ją opuścić może.
— Niepodobna, wołał w niéj głos wewnętrzny — aby on, co miłość poprzysiągł, on, który ci się jak zbawca we śnie ukazał, a potém serdecznemi słowy do siebie podniósł, aby ci okazać całą rozkosz posiadania — miał cię teraz chcieć porzucić!
A jednak — dzień po dniu upływał — coraz ciężéj było jéj na sercu, coraz silniéj się obawiała — im piękniéj marzyła o krôtkiéj miłości, im goręcéj i szczerzéj oddawała się całkiem ukochanemu, tém straszliwiej gnę- te dni okropnéj dolegliwości.
A Waldemar na jéj listy pełne miłości, które w śmiertelnéj trwodze do niego wysyłała, nie raczył nawet odpowiedzieć.
Nie dochodziły one wcale rąk jego, bo gdyby szambelan von Schlewe był mu je oddał — książę chyba byłby takim jak on potworem, jeżeliby nie wysłuchał biednéj opuszczonéj, która na niego liczyła jak na jedyną w życiu podporę.
Ale szambelan zdarł i spalił list Małgorzaty, w którym pokładała ostatnią nadzieję, jakby jedną z próśb, z których te tylko przedstawiał, z których dla swoich chęci mógł korzyść wyciągnąć.
Gdy nakoniec doniesiono księciu, że Małgorzata mocno zachorowała, rozkazał aby wysłano do willi biegłych lekarzy dla jéj pielęgnowania — ale sam z szambelanem, który umiał dobrze starać się o zajmujące roz-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/232
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVII.
Na drodze.