Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/234

Ta strona została przepisana.

jéj nie zaprzeczy i nie wydrze — zakład, który miał żyć, aby wiecznie być głośnym świadkiem przysiąg, które ukochany szeptał w owéj rozkosznéj nocy wiosennéj.
Wiosna dawno przeminęła, przysięgi wszystkie poszły w zapomnienie — na dworze panowała zimowa puszcza, lodowaty wiatr drzewa ogołocił z liści, a ze wspaniałości owych błogich nocy pozostało tylko ostrzegające wspomnienie i zwątpienie.
Małgorzata podniosła się — powzięła rozpaczliwe postanowienie — chciała z bladém obliczem stanąć przed księciem i zapytać go: czy to prawda i podobieństwo, aby fałszywie przysiągł i aby ją chciał opuścić? Czuła, że dłużéj tu żyć nie może, że ma święty obowiązek zapytać tego, który kiedyś chciał być jéj wiernym wybawcą: czy i on także ją nieszczęśliwą w nocy wyrzucić pragnie?
Ta myśl uleczyła ją i dodała siły.
Wyprawiła służącą z pokoju, potém wyszła z łóżka. Nie mogła znieść otaczającego ją przepychu — nie mogła się dotknąć niczego. Suknie, w których wybiegała naprzeciw ukochanemu, odrzuciła i drżącą ręką w kryjówce kosztownie rzeźbionéj szafy porywczo i gorliwie szukała — nakoniec wyjaśniło się oblicze Małgorzaty — znalazła czego pragnęła — szybko wzięła to do siebie — a była to czarna uboga sukienka, którą kosiła przed poznaniem księcia.
Ucałowała ją i gorącemi łzami oblała, potém ostrożnie rozłożyła i przywdziała. Potém starą zblakłą chustkę mocno okręciła około szyi i ramion, i cicho wlokąc się opuściła pokój i dom wiejski.
Noc była zimna — lodowaty wiatr ciskał na nią wielkie płachty śniegu i wstrząsał nią gwałtownie, gdy śpieszyła przez podwórze, którego drogi lód pokrywał. Burza wyła straszliwie pomiędzy drzewami, co brzmiało jak rozrzewniające: bądź zdrowa.
Małgorzata stanęła i obejrzała się po drogach, po których przechadzała się. opromieniona największém