Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/237

Ta strona została przepisana.

pogrążą w sobie tonie społem z nią jéj rozpacz i długą dręczącą obawę!
Ale pod sercem jéj spoczywał obowiązek zachowania życia, który głośno ją w téj chwili upominając, szczególniejszemi przejął uczuciami — lekko zatém i ostrożnie postawiła drobną nóżkę na lodzie — utrzymała się — przed nią leżała gładka, ciemna powierzchnia. Szybko pośpieszyła po niéj — lecz w koło za każdym jéj krokiem trzeszczało coraz głośniéj i dłużéj. Gdy się dostała na środek rzeki, ozwał się grzmiący huk, który daleko, daleko rozległ się po lodzie — zachwiała się — zdawało się jéj, że za nią i przed nią błyskają ogromne pęknięcia — czuła, że woda wytryska i nogi jéj moczy. Dręczona okropną trwogą, widziała się blizką śmierci, z którą walczyć musiała, bo nie tylko o siebie samą dbać należało — miała wyższe, świętsze obowiązki. Trzeszcząc potworzyły się szerokie szpary, a za każdym krokiem śmiertelną trwogą przejętéj Małgorzaty, odrywały się bujające kry od lodowego pokładu — gdyby biedna pośliznęła się na gładkiéj jak zwierciadło powierzchni — gdyby upadła — byłaby bez ratunku zgubiona.
Temi myślami wiedzona, z gorączkową ostrożnością śpieszyła daléj — za nią noga traciła oparcie, bo kruszyło się i chwiało — przed sobą noga jéj znajdowała znowu chwilowe oparcie na nowém miejscu — nakoniec zdyszała dostała się do brzegu — rozpaczliwym skokiem dosięgła prawie stromo wznoszącéj się ziemi — szybko chwyciła się zwiędłych zarośli i z trudnością wyczołgała na drogę, ciągnącą się wzdłuż rzeki.
Teraz przebyła już ostatnie niebezpieczeństwo, bo na górze już bardzo blizko świeciły okna pierwszych domów. Małgorzata z nową odwagą pośpieszyła ku nim, i zdziwiła się, że promienieje tyle jeszcze świateł, chociaż już noc, że na ulicach stali jeszcze i przechodzili ludzie, coraz liczniéj i głośniéj, aniżeli zwykle o téj godzinie — cóż to było? Czy obchodzono jakie święto?