Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/238

Ta strona została przepisana.

Małgorzata zamyśliła się — ale długa choroba uniemożniła jéj każde wyrachowanie.
Wtém dostała się na ulice — w oknach ubogiego domku świeciło się tak zapraszająco, słychać tana było tak głośną radość, że nie mogła się powstrzymać i przystąpiła bliżéj, aby przez szyby prawie na równi z ziemią położonego mieszkania, zajrzeć do maléj skromnéj izby...
Małgorzata załamała ręce... w ubogiéj stancyjce stało ustrojone świecami drzewko Bożego Narodzenia, które rodzice wracając z roboty, dzieciom zapalili — radując się skakały dzieci około stołu i podnosiły do góry małe a jednak tyle rozkoszne podarki, gdy ojciec i matka, trzymając się w objęciach, szczęśliwi uśmiechali się stojąc na boku, ucieszeni radością dziatwy.
Była to wigilia Bożego Narodzenia.
Jakiż to świat wspomnień, radości lub boleści zawiera w sobie to słowo dla każdego serca ludzkiego — dla iluż przynosi radość — iluż także przejmuje boleścią! Ale niewielu jednak jest takich, którzy nigdy tego nie oczekują, niewielu, w których serce alba odbierając albo rozdając, radością, głośniéj nie uderzy.
Noc Narodzenia Pańskiego! Radość brzmi po wszystkich ulicach i domach — zapach wosku i sosny napełnia pokoje ubogich i bogatych — bo któryż ojciec po długich pierwéj tygodniach pracy, nie poświęcił kilku wieczornych godzin, aby za osczędzony grosz zakupić dzieciętom drzewko i uciułać co jeszcze do niego potrzebne i pożądane? A czyliż ta ofiara ubogiego nie piękniejsza i świetniejsza, nie kosztowniejsza, niż wszystkie ozdobne podarunki, pyszniące się na bogatych stołach? O pewno, równie jak radość ubogich i dzieci z małych, drobniutkich rzeczy większą jest, aniżeli radość wsławionych bogaczy, którzy mimo wszelkiego dostatku, zawsze czegoś więcej pragną, zawsze nie są zadowoleni.