Narodzenia Chrystusa. Każdy pozostawał w ojcowskim domu albo przy dzieciach.
Z bocznych krzaków i dróg leśnych słychać było chrapanie i kaszlanie — zapewne wydawali je ludzie niemający przytułku, którzy wśród téj zimnéj nocy nieznaleźli lub szukać nie śmieli innego miejsca prócz obronnych miejsc parku i ukryli się w pośród jego wilgotnych liści — ale Małgorzata nie zważała na to i nakoniec dostała się do mocno ocienionéj drzewami drogi, prowadzącéj pod murem na prawo od parku na cmentarz, a na lewo do daleko rozciągających się sztachet obejmujących park księcia. Ńakoniec postrzegła że drzewa się przerzadzały, widziała trebhauz i mieszkania ogrodników w głębi leżące przy liściem i słomą ostrożnie okrytych ogrodowych klombach — a tam, bezlistnemi, staremi kasztanami okryty zamek, z którego okien padało jeszcze jasne światło.
Książę rzucił się w strumień uciechy, zbytkował w swoich złoconych salonach — tam płynął szampan — lokaje znosili na stół przysmaki wszelkich krajów, bo dzisiaj hrabina Ponińska raczyła to wszystko z nim podzielać. Szumna muzyka brzmiała na bogato udekorowanej galeryi, a książę wychylał kielich za zdrowie pięknej Leony — książę rozkoszował — Małgorzata strudzoną nogą błąkała się, drżąc od zimna, po drodze do jego zamku wiodącéj.
Przybywszy do furtki w kracie, przez którą wejść chciała, obawiając się, aby w głównéj bramie straż jéj nie odpędziła, musiała przez chwilę odpocząć trzymając się żelaznych prętów. Droga od téj furtki wiodła obok klombów do werandy, której książę używał tylko w lecie, jednak przez szklane drzwi łączące ją z zamkiem, iskrzyło się tak jasne, zapraszające światło, że Małgorzata postanowiła oczekiwać tam księcia, nie zaś w przysionku, gdzie Stało mnóztwo gawędzącéj służby i stangretów.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/240
Ta strona została przepisana.