Bóg dał jéj siłę po temu — nie uczuła bólów gryzących jéj piersi — widziała, że wszystko upada, że jest zgubiona, ale nie chciała, aby ją ten niegodziwiec bezceścił!
— Jeżeli się nie uspokoisz, będziemy musieli oddalić cię jak waryatkę — zamek jego królewskiéj wysokości, to nie miejsce dla żebraczek!
— Pomocy — precz — nędzniku!
Usłyszano krótki, przytłumiony krzyk — potém upadek na stopniach werandy. Wszędzie było bardzo ciemno, a potem nastąpiła nagła cisza.
Szambelan von Schlewe szybko wszedł przez szklane drzwi na powrót na korytarz; pobieżném spojrzeniem przekonał się, że tam nie było nikogo, że nikt nic nie słyszał — zamknął drzwi i jakby nigdy nic nie zaszło, udał się na górę do świetnych salonów — wszakże on nic więcéj nie uczynił, tylko uprzykrzoną kobietę własną ręką zepchnął ze schodów werandy! Uśmiechnięty połączył się z adjutantami i innymi gośćmi księcia Waldemara, który tymczasem prawił hrabinie Poninskiéj o swojéj miłości.
Na dole na drodze leżała ogłuszona upadkiem blada i bez oddechu — wypchnięta — jak obraz rozdzierającéj serce nędzy!
W kilka dni pôzniéj, w hotelu księcia B. posła, czyniono rozległe przygotowania do świetnego przyjęcia dostojnych gości.
Marszałek dworu i zarządca współubiegali się w usiłowaniach, aby z rozkazu swojego pana uroczystość tę uczynić niezrównanie piękną i zbytkowną — bo król i cały dwór przyjęli zaproszenie księcia! Należało zatém