Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/250

Ta strona została przepisana.

frak i białą kamizelkę, na ktôréj spoczywał promieniejący brylantowy order. Na ręku nie błyszczał mu żaden pierścień, na ubiorze nie było żadnych złotych wyszywań, któremi się odznaczali inni obecni. A jednak wyglądał uderzająco, najpiękniejszy z całego bogatego i rozległego zgromadzenia! Jego głębokie spojrzenie malujące wielkość jego duszy i dobroć serca, jego szlachetnie wykrojona twarz z bujnym zarostem, piękna wyniosła postać — wszystko to wyglądało wspaniale i nieporównanie.
Księżniczka Karolina stała w drugim końcu salonu i rozmawiała z jakimś panem, który już raz hrabiego de Monte Vero spotkał u dworu i podobał mu się z mile otwartego i niewymuszonego obejścia. Był to malarz Konrad Wildenbruch, jedyny mieszczanin między gośćmi; ale zachowywał się pewnie i tak śmiało patrzał w koło swojemi ciemnemi oczami, jakby należał do osób najwyższego stanu — i rzeczywiście miał do tego prawo, bo liczył się do pierwszych artystów swojego czasu, do owych geniuszów z bożéj łaski, których jest bardzo mało.
Król, który z upodobaniem popierał sztuki, szczególniéj sprzyjał malarzowi. Wildenbruch, liczący zaledwie dwadzieścia pięć lat wieku, już utworzył wiele arcydzieł, i do tego przyszło, że młodego, pełnego życia artystę, który wiele podróżował, przyjmowano w najwyższych towarzystwach stolicy. Odwaga, śmiała stanowczość z oczu mu świeciły — wysokie czoło z czarnym wijącym się włosem, silna, pięknie wyrzeźbiona twarz, wskazująca kwitnące zdrowie, i czarna, nieco zdziczała broda, nadawały mu uderzającą powierzchowność, przytém postać miał odpowiednio silną i pięknie zbudowaną, rysy bardzo żywe, pełne szlachetnego ognia.
Konrad Wildenbruch rozmawiał z księżną o swoich podróżach, a gdy usłyszała, że przed kilku laty, dla poznania i zebrania piękności przyrody krajów zwiedzał także Brazylię i był w Monte Vero, prosiła Karolina przyjaźnie łaskawym tonem stojącego blizko niéj