Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/252

Ta strona została przepisana.

— Bardzo wdzięczny, panie Armand, pośpieszajmy; mam nadzieję, że pana będę w tych dniach widział i że z sobą pomówimy!
— Z dobroci pańskiéj korzystać nie omieszkam, panie hrabio!
Tymczasem młody malarz Konrad Wildenbruch, uważnie słuchającéj go księżniczce z zapałem kreślił obraz równie bardzo rozległych jak wspaniałych posiadłości Monte Vero.
— Jest to bez zaprzeczenia najpiękniejszy punkt na ziemi, królewska wysokości. Stanąłem, jak przy wstępie do raju, zdumiony przepychem i pięknością, gdy z uprzejmym przewodnikiem, panem attaché von Weis, po kilkodniowéj podróży przez osady i pustynie, nakoniec z wysokiego łańcucha gór, na który dostaliśmy się, ujrzałem rozległe doliny i niwy pyszniące się najpiękniejszą roślinnością!
— I czy daleko leży Monte Vero od Rio-Janeiro?
— O trzy do czterech dni podróży! Opowiadano mi, że to dawniéj była pustynia, nim pan hrabia z podziwienia godnym trudem i wytrwałością użyźnił tę rozległą przestrzeń kraju, że to była przestrzeń pokrytą na przemian nieprzebytemi lasami i niezmiernemi stepami trawiastemi, w któréj rozległym okręgu ani jednéj ludzkiej istoty nie można było spotkać. A teraz przeciwnie! Są tam plantacye cukru, w których pracują razem obok siebie czarni i biali, nie pod groźnym biczem dozorców, lecz pod rozkazami niemieckich inspektorów, gdzie za ofiarę sił swoich tak obficie są wynagradzani, gdzie zdrowie, dobrobyt i zadowolenie promienieje na wszystkich twarzach. Tu są pola zasiane żytem, jęczmieniem, pszenicą, — daléj czerwono kwitnącym tytuniem — tu ryżem — tam żółto-kwitnącą bawełną — wśród, tego wszystkiego uśmiechają się wsi z kościółkami i szkółkami, wyglądając z pomiędzy zielonych jodeł i palm. Dzieci kolonistów z Monte Vero, w lekkich sukienkach idą do nauczyciela, kiedy rodzice opuszczają swoje