— Wolę, na wzór mojego dostojnego wuja, przejść do bocznego, chłodniejszego salonu; panie hrabio, bądź pan łaskaw towarzyszyć mi! Wyznać panu muszę, że mi coś niedobrze, że mnie ziębi ta cała chęć przepychu i uwagi księcia!
— I mnie to samo, królewska wysokości! i to mówiąc Eberhard nacisnął lustrzane drzwi, które się otworzyły. Księżniczka weszła do chłodniejszego, miłém różawawém światłem napełnionego salonu, w którym kilka dam i panów rozmawiało przechadzając się albo siedząc — wszyscy powstali i korzystając ze sposobności powoli niepostrzeżenie powychodzili, aby nie przeszkadzać księżniczce, która prowadzona przez hrabiego de Monte Vero, weszła po kobiercu do salonu zapraszającego do poufnéj rozmowy.
Z cicha i przyjemnie złagodzone dochodziły tam dźwięki muzyki — magicznie oświetlone wznosiły się na wysokich ścianach obrazy, z których zdawali się chcieć wystąpić w naturalnej postaci szzczególnie poubierani panowie i damy — było to jakby bogate nieme towarzystwo, poglądające na piękną parę, która wkrótce sama pomiędzy niém krążyła.
Karolina nie uważała, że inni goście cicho z salonu jedni po drugich wyszli — zajęta była mocno żywą rozmową z Eberhardem, i pięknemi, mocno ocienionemi, pełnemi duszy oczami często nań spoglądała.
Księżniczka kochała hrabiego de Monte Vero — nie mogła dłużéj ukrywać tego przed sobą — serce jéj radośnie uderzyło, gdy go dzisiaj nakoniec znowu ujrzała: musiała nagle stłumić głośno odzywające się wyznanie swéj duszy, aby się nie zdradziła samém wzburzeniem rysów. Kochała pięknego człowieka, który każdém słowem, każdym ruchem dowodził swojego duchowego dostojeństwa i szlachetności, kochała go tém goręcéj, im wstrzemięźliwszym był obok wszelkiego szczerego przywiązania — owszem, ten spokój obok całéj głębi uczuć, to przeważne, podziwienia godne panowanie nad sobą, tém
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/257
Ta strona została przepisana.