Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— A więc, chodź za mną, Marcinie; ta, któréj szukam, wyjechała do Niemiec.
— Pani hrabina?
— Miss Brandon, z naciskiem poprawił właściciel „Germanii.“
— Jestem na usługi, panie Eberhard, omyliłem się tylko!
— Muszę dowiedzieć się, do którego portu odpłynęła, a potém niezwłocznie udamy się za nią!
Pan Eberhard i sternik Marcin opuścili parowiec i poszli do biura portowego, gdzie spodziewali się dowiedzieć, dokąd udała się poszukiwana, bo właścicielowi „Germanii“ dużo na tém zależało.
Pan i służący, o ogorzałych od słońca, nerwistych rysach i silnych postaciach (bo sternik wyglądał jeszcze muszkularniejszy i wyższy od Eberharda), przesunęli się przez tłumy przybywających i odpływających, w blizkości których kręciło się mnóztwo nikczemnych łotrów, korzystających z każdéj chwili dla dopuszczenia się kradzieży lub kłótni i wyglądających jak prawdziwi szubienicznicy. Tacy ludzie nic nie szanują, prócz widocznie przeważnéj dla nich siły; ztąd też poszło, że niektórzy z nich obrzymiemu sternikowi i widocznie niemniéj silnemu jego towarzyszowi szybko i z całą gotowością z drogi ustępowali.
Właśnie gdy obaj zbliżyć się chcieli do urzędu portowego, pan Eberhard nagle zatrzymał się i spojrzał w oddaloną część bulwarku — dostrzegł tam gromadę ludzi, a pochodzące ztamtąd wołania mocno wzruszyły jego duszę.
I Marcin spojrzał w tamtą stronę.
— To są niemieccy wychodźcy, rzekł mimowolnie.
Byli to mężczyźni w długich niebieskich surdutach i kobiety w krótkich sukniach i czarnych chustkach na głowie. Obok nich i na ich ręku igrały i uśmiechały się dzieci rozmaitego wieku, jakby się w domu bawiły. Przewiacały się po ubogich skrzynkach i workach, w których