Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/263

Ta strona została przepisana.

— Coś to jednak nadzwyczajnego wygnało cię na ulice! nie bez ciekawości zarzuciła pani Robertowa.
— Równie jak i jejmość o téj porze nie napróżno drepcesz nogami!
— Zgadłeś — to wstyd! Taka stara i przy moim kaszlu, nawet i w wieczór nie mam spokojności!
— Powiedzcie mi też, co się stało z Małgorzatą, którą wyszachrowaliście u mojéj żony, wy Pająku djabelski? pomruknął Fursch przekonawszy się, że nikt ani przed nim ani za nim nie idzie, i schwycił za rękę nieco przerażoną babę.
— Wyszachrowałam, Furschu? Zapewne żartujesz sobie! zawołała stara; przecięż za nią drogo zapłaciłam!
— Pragnę wiedzieć, gdzie jest ta dziewczyna? No, daléj, daléj, albo źle będzie z tobą!
Baba spojrzeniem przekonała się, że wybrał chwilę, w ktôréj w blizkości nie było nikogo — pomyślała, że gdy zawoła o pomoc, nim ktoś nadbiegnie, już ją zbrodniarz obali na ziemię, a Fursch łatwo ujść potrafi przed ścigającymi, bo siwe, straszne domy nietylko posiadały wszelkiego rodzaju przesmyki, lecz także-miały wyjścia na przyległe ulice.
— Czy chcesz mnie zabić na ulicy, jak psa wściekłego? mówiła powoli i nadsłuchując w nadziei, że się ktokolwiek zbliży z przechodniów.
— Nie zatrzymuj mnie jejmość, ale odpowiadaj, mnie się śpieszy! Gdzie podziałaś dziewczynę?
— Powinieneś wiedzieć o tém; puśćże moją chudą rękę, którą prawie zgniotłeś! Ona jest u bogatego lorda Wooda!
— Widzę, że twoje łakomstwo znowu z ciebie zadrwiło! Co ci zapłacił stary skąpiec? Mogłaś była dostać trzy razy tyle od ojca téj dziewczyny!
— Wiem o tém, ja nic niewarte stworzenie! Ale cicho! Nie mów ani słowa, bo mi się żółć przeleje i gotowam sobie zrobić co złego!