Ogród z bujnemi południowemi kwiatami, z niemieckiemi pawilonami i klombami przed willą w rodzaju pałacu, pełne liście winogradowe przy oknach, a nawet Indyanka, znaleziona niegdyś małém dziecięciem, a teraz już dorosła dziewczyna, chodząca po ścieżkach ogrodu i polewająca kwiaty, wszystko było na tym obrazie wiernie naśladowane, słowem nic w nim nie zapomniano.
Z dwóch innych obrazów, jeden przedstawiał ogromną plantacyę cukrowéj trzciny, drugi rzekę, jak miasto wyglądającą stacyę ładunku w Monte Vero, a panowało tam takie życie, taki ruch, iż Eberhard nie mógł się zgoła napatrzyć, i uradowany widokiem swoich błogosławionych dzieł, promieniejący wzrok wpoił w obrazy, gdy zadowolony Marcin, stojąc z boku, kiedy niekiedy kiwał głową.
Wtém niespodzianie ktoś ręką dotknął ramienia Eberharda — Marcin oddał bardzo uniżony ukłon i usunął się — wszedł malarz Wildenbruch, a za nim Justus von Armand.
Eberhard podał im ręce i powitał obu wesoło uśmiechających się młodzieńców. Stali przy uroczyście oświetlonéj choince i wszyscy wyglądali wesoło usposobieni.
— Jakaż to niespodzianka, kochany Wildenbruchu! serdecznie powiedział Eberhard.
— Martwe obrazy pańskich żywych utworów!
— Jeżeli się nie mylę, przyrzekłeś je księżniczce Karolinie.
— Wielka prawda, Eberhardzie, odrzekł malarz, któremu hrabia de Monte Vero położył za warunek, równie jak Justusowi, aby opuszczając wszelkie tytuły, nazywali go tylko po imieniu; ale uprzejma księżniczka wołała prosić dla siebie o kopie, aby oryginały dzisiaj panu mogły być doręczone: to prawdziwy anioł!
— Dziękuję, mój drogi przyjacielu. Pozwól mi wyznać, że twój piękny podarunek niezmiernie rozweselił mi dzisiejszy wieczór!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/277
Ta strona została przepisana.