Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Jak pan rozweseliłeś go innym! dopełnił Justus.
— Przy waszéj pomocy!
— Wszystko się wybornie odbyło — widzieliśmy wiele uradowanych twarzy, oświadczyli Eberhardowi dwaj młodzi przyjaciele. Nie wspominając, od kogo pochodzą dary, sprawiliśmy, że biedne rodziny wszystkich cyrkułów w radości bez troski obchodzić będą piękne święta!
— Tak, przynajmniéj nie należycie do owych wilków w owczéj skórze, którzy się nazywają przyjaciółmi i opiekunami biednych i szczycą się darami, za pomocą których dążą tylko do samolubnych celów! My nie robiliśmy żadnéj różnicy — my pod pobożną miną nie ukrywaliśmy naszéj zmysłowości i nie myśleliśmy o tych tylko, którzy mają piękne córki. Nie potrzebując pomocy tak zwanych przełożonych nad ubogimi, pomogliśmy tam gdzie było potrzeba, gdzie bez wszelkich względów i warunków należało być ludzkimi — a przekonanie o tém podnosi i uszczęśliwia!
— Młody oficer przyłączył się do nas, prosząc o pozwolenie wzięcia udziału w naszém dziele, doniósł Wildenbruch; piękny człowiek, który mi się bardzo podobał, chociaż wyglądał zbyt młodo! Przez cały dzień dopomagał nam i towarzyszył, sam rozdając znaczne summy!
— Rzecz szczególna! a jak się nazywał ten nowy przyjaciel naszego serdecznego Wildenbrucha?
— I mnie także pozyskał on sobie! dodał Justus.
— I dyplomata także? A, tom jeszcze ciekawszy! uśmiechając się wyznał Eberhard.
— Nazywał się O!..., jest porucznikiem w niebieskich huzarach! i zdaje się być wybornym kawalerzystą! zauważył Wildenbruch.
I bardzo pragnie przyłączyć się do nas — zdaje się, że już słyszał o panu! dopełnił Justus, zwracając mowę do Eberharda, który młodym przyjaciołom ściśnieniem ręki objawił świetne, już znane im hasło, którego głębokie znaczenie szanowali.