Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/281

Ta strona została przepisana.

Eberhard zeszedł po marmurowych schodach aż do przysionka i przyglądał się staréj, która gwałtownie drżała i bardzo brzydkim kaszlem swoim sprawiała niezmiernie przykre wrażenie.
— Czegóż checie od hrabiego? spytał zbliżywszy się.
— Nie mogę tego powierzyć nikomu innemu jak jemu samemu! szepnął Pająk podskakując do Eberharda, aby się bardziéj od murzyna oddalić.
— Możecie tutaj bez obawy i bez przeszkody powiedzieć co macie do powiedzenia.
— Chociażbyś mi pan nie wiem co przyrzekał, kochany panie, tylko samemu panu hrabiemu wszystko wyznać mogę!
— Chodźcie za mną, jestem ten, którego szukacie!
— O, pan hrabia sam? Co za hańba! Ja nieszczęśliwa naraziłam się na podejrzenie, a chciałam tylko przez ciekawość przypatrzyć się czarze; czyż moje krzywe od starości palce miałyby w innym zamiarze czego dotykać! narzekał Pająk idąc za hrabią po marmurowych schodach, a że Marcin i murzyn pozostali na dole w przysionku, więc chciwym wzrokiem przyglądała się rzadkim, pięknym roślinom, kosztownym firankom i złotym ozdobom.
Eberhard mniemał, że stara garbata pragnie korzystać ze znanéj już jego litości i szczodroty, i chociaż wierzył bardziéj słowom Sandoka niż jéj, miał siwą głowę staruszki ustrzedz nadal od podobnych błędów, przez zabezpieczenie jéj trwałego wsparcia. Przytém przypominał sobie, że już gdzieś tę osobę raz widział; gdy więc weszła za nim przez portyerę do salonu i na jego widok zachwycona załamała ręce, rzekł:
— Siadajcie tutaj! Jak się nazywacie?
Pająk z widoczném niedowierzaniem i kłopotem spojrzał na malarza i Justusa, którzy nieco w głąb odeszli i podziwiali wspaniałe posągi przy kominie.
— Czego się wahacie, dobra kobieto? mówił daléj Eberhard, widząc nieśmiałość Pająka, i przysunął swoje