Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/285

Ta strona została przepisana.

— Miałem już dwa razy przyjemność, niepostrzeżony przez pana, znajdować się w jego towarzystwie — było to już przed rokiem w cyrku, a potém niedawno na balu u księcia B.!
— Nie przypominam sobie tego, a jednak widziałem pana!
— Chciéj pan towarzyszyć nam, panie poruczniku, mamy przed sobą wyprawę! rzekł Wildenbruch do oficera, który zaraz skierował konia pomiędzy hrabiego i malarza.
— Z radością, jeżeli panu hrabiemu nie będę ciężarem!
— Bardzo mi przyjemnie poznać pana, bo jesteś przyjacielem moich przyjaciół.
— I mam nadzieję z czasem bardziéj zbliżyć się do pana!
Czteréj panowie dostali się na przedmieście i nakoniec wjechali w aleę, ciągnącą się daleko aż do wiejskiego domku księcia. Ucichł uliczny hałas — w koło nie było widać żadnego człowieka. Wiatr gwałtownie wiał po polach, które pokrywała głęboka ciemność, a tak silnie szumiał po gałęziach starych szerokich drzew, obejmujących aleę, że jeźdcy zaledwie dosłyszeć mogli turkotu dążącego za nimi powozu.
Eberhard niecierpliwie oczekiwał wybić mającéj godziny — jego oczy, które się wkrótce przyzwyczaiły do ciemności, badały dalszą przestrzeń, ale alea była tak długa i tak daleko łukiem się ciągnęła, że noc wszystko zasłaniała. Kiedy niekiedy wyrzekł do towarzyszy żartobliwe słowo, aby przerwać milczenie w tak ponurém otoczeniu podwójnie nieprzyjemne — odpowiadano mu też i poklaskiwano, lecz wnet znowu następowała pełna oczekiwania cisza.
Tym sposobem dostali się na tę część drogi pokrytéj zupełną ciemnością, którą z jednéj strony otaczały wysokie krzaki.