Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/287

Ta strona została przepisana.

Tę straszną, walkę wśród nocnéj ciemności, rozwidniało tylko niepewne i ograniczone światło powozowych latarni — jedną, z nich z wielkim łoskotem rozbił Rudy Dzik, broniąc się od natarcia wpadającego nań jeźdźca.
Ciekawy Kasztelan wyrwał drzwiczki powozu, — nieznalazł w nim nikogo i zwrócił się wściekle ku oficerowi, który miał na oku Doktora.
Tę właśnie mieszaninę głosów i strzały dosłyszała na polu uciekająca Małgorzata — padła na kolana i modliła się... czy ją przejmowała trwoga, aby ten, który jéj dał życie i z boleścią jéj szukał, nie znajdował się w téj chwili w największém niebezpieczeństwie?
Dolmann, który tak długo nerwistą pięścią powstrzymywał konie, postrzegł, że Rudy Dzik nadaremnie usiłuje zranić Justusa i uczynić go nieszkodliwym i że Fursch leży powalony na ziemi — opanowała go straszna wściekłość i chęć mordu, i zaiskrzyła mu czarne oczy — zacisnął zęby zgrzytając, i za jednym poskokiem dostał się do Eberharda, który pomagał omdlałemu Wildenbruchowi — jego brodata twarz była blada ze wzruszenia. Już ręce jego gorejąc ze wściekłości sięgały do szyi Eberharda, który był do niego plecami odwrócony — miał on sposób, kiedy go opanowała zła żądza, duszenia nieprzyjaciela pięściami, a teraz usłuchał namowy Kasztelana i walka go rozgrzała.
Ale ten, którego miał zamiar zabić, który niósł pomoc swojemu młodemu ranionemu przyjacielowi i rozkazał naprawiającemu lejce Marcinowi pośpieszyć na drugą stronę powozu, zdawał się być nienaruszalnym.
Gdy Dolmann zbliżał do niego wściekłe pięście, odwrócił się jakby go kto wołał, a światło palącéj się jeszcze na boku latarni padło na jego piękne, szlachetne oblicze i majestatyczną postać — oczy jego spokojnie z nagła spoczęły na tym, który już był tak blizko niego i który go zabić zamierzał.