Dolmann cofnął się — poznał Eberharda — jego wściekle drżące ręce mimowolnie opadły, jakby nie miał nad sobą zadnéj władzy.
Ale po drugiéj stronie powozu Marcin w sam czas przyszedł na pomoc młodemu oficerowi — w chwili wzruszenia nie uszło baczności sternika „Germanii,“ że ten oficer nieco się przeląkł, bo mu Kasztelan pchnięciem noża zamordował konia, i szczęściem tylko udało mu się zeskoczyć z upadającego zwierzęcia.
Marcin wpadł na Kasztelana, a Justus na Rudego Dzika.
Wtedy rozległy się głośno ostrzegające słowa Dolmanna:
— Nazad — precz — to nie są ci, których potrzeba!
Doktor bardzo gorliwie powtórzył to wołanie i sam zabrał się do ucieczki.
Eberhard poznał Furscha, który leżał obok Wildenbrucha, ogłuszony uderzeniem pięści Marcina, i chciał tego łotra raz oddać sprawiedliwości, zamierzając umieścić go w powozie razem z ranionym.
Ale w téj chwili konie tak gwałtownie ruszyły popędzone przez Dolmanna, że malarz upadł na poduszki, a Fursch wymknął się z rąk hrabiego.
Powóz potoczył się daléj — Dolmann szybko porwał jeszcze ogłuszonego Furscha, i z tym ciężarem pośpieszył w krzaki — Rudy Dzik broczył krwią gwałtownie — a Kasztelan za to zranił Marcina zadaném mu zręczném pchnięciem.
— Precz — zawołał Dolmann — inaczéj jesteśmy zgubieni!
Łotry teraz uwieczyli w zbliżające się posiłki dla napadniętych i poszli za Doktorem w gęstwinę.
— Niech pioruny zatrzasną! zaklął Marcin śpiesząc za uciekającymi — djabelskie nasienie! a! Dolmann był między nimi!
Głos Eberharda wstrzymał go od dalszego ścigania,
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/288
Ta strona została przepisana.