wcale bezpożytecznego, bo zbójcy lepiéj obeznani byli z miejscowością, a on nie miał żadnéj broni.
Przytém krew mocno ciekła z jego rany w boku, a może ta rana była i niebezpieczna.
Młody porucznik huzarów wyszedł z kłopotu tylko ze stratą konia, siadł obok Wildenbrucha, powoli i z trudnością przychodzącego do przytomności Wildenbrucha, a Eberhard i Justus, gdy Marcin znowu zajął miejsce na koźle, zbliżyli się do wiejskiego domu.
Znaleźli tam służbę w największém wzruszeniu. Postrzeżono zniknięcie Małgorzaty, i ze światłem przeszukiwano pokoje i ogrody.
Wszystko nadaremnie.
I ta nadzieja w oczach hrabiego de Monte Vero znikła we mgle i nocy...
Szczęśliwy kto wzrósł pod opieką rodziców. A chociażby dom ojcowski był jakkolwiek biedny i mały, łóżeczko zbyt ciasne, życie często nędzne, cóż w świecie zastąpi tę izdebkę, tę miłość, która tam nad nami czuwała, która się o nas troszczyła! Matka z radością obdziela dzieci kawałkiem chleba, ostatnim może jaki w szafie znalazła — sama cierpliwie i bez szemrania znosi nędzę i głód, byle tylko miała co w ręku. Zapłakana szuka pociechy i siły, najmłodsze dziecię tuli do łona i patrzy w miłe jego oblicze.
Dziecię się do niéj uśmiecha — o! ten śmiech jéj ulubieńca osusza gorzkie łzy, któremi go skrapia z macierzyńskiém błogosławieństwem — a inne dzieci przybiegają i czepiają się jéj kolan, żartują i śmieją się. Precz