Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/294

Ta strona została przepisana.

— Nie przemawiaj do mnie tak szlachetnie, Walterze, to mnie jeszcze bardziéj dręczy — jam tego niegodna!
— O tobie zawsze myślałem! Często po nocach podchodziłem pod twój dom wiejski — ale ty nie słyszała! mojéj pieśni, albo może słyszeć jéj nie chciałaś! Wtedy sądziłem, że cię już nie ma w tym znakomitym domu. Pytałem i szukałem — jedni mówili, że byłaś śmiertelnie chora, — inni utrzymywali, że co mnie do tego! Nie wiedzieli jak cię kochałem! A teraz Bóg zsyła cię na moją drogę! Nie wahaj się! Mogę pracować, i z radością od rana do wieczora jeszcze pilniejszym będę wiedząc, że pracuję dla ciebie!
— To być nie może — pozwól mi odejść!
— Nie potrzebujesz pytać nikogo, prócz własnego serca! Nikt nie może się na ciebie gniewać, ani ci wzbraniać przyjęcia mojéj ręki i powierzenia się mnie! Odwracasz się — drżysz, Małgorzato? Cóż się stało?
— Nie pytaj mnie — jesteśmy rozłączeni — niepowinnam dozwolić, abyś podzielał moje nieszczęście, nie powinnam należeć do ciebie! Dla mnie już nie ma ratunku!
Walter spojrzał osłupiały, zdumiony — czego się obawiał — co mogło życie jego zniweczyć — to usłyszał z jéj ust, to widział truchlejący i przerażony.
— Nie! zawołał rozpaczliwie załamując ręce; biada tobie i mnie — przekleństwo nędznikowi, który mi cię wydarł i popchnął do zguby!
Walter przycisnął ręce do oczu — łkał tak, że serce Małgorzaty o mało nie pękło — teraz wiedział wszystko — złote zamki jego nadziei i piękne marzenia w gruzy się rozsypały! Wierna jego dusza pragnęła jak najlepszego — własnemi rękami chciał pracować dla dziewicy, którą od lat kilku kochał, i obojgu sobie przygotował los, w którym ubogo wprawdzie, ale tyle ludzi szczęśliwie i uczciwie żyje — było to tak piękne, jakby sobie wymalował — a teraz kto inny wszystko mu wydarł i zburzył.