Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/298

Ta strona została przepisana.

wyświadcza przez to, że po gorąco serdecznéj modlitwie, wprzód nim poznały życie, w téj chwili znowu wydziera im życie, którém ich obdarzyła?
Albo może w obłędzie zapominając, że to zima, a drogi wszędzie śnieg pokrywa, chce porzucić te małe istoty, aby je wzięli ludzie litościwi, i aby te nieszczęśliwe podrzutki u nich mogły być lepiéj wychowane niż u własnéj niemającéj przytułku matki?
Niestety! Zapomina, że w takim razie dopuści się zbrodni, bo śnieg i nocne powietrze zabije te delikatne istotki! Zaślepiona, szaleństwa blizka i wszelkich sił pozbawiona, jedno dziecko o ile możności otulone kładzie na drodze tuż pod krzakiem, naprzeciw cmentarnego muru.
Potém uchodzi — coś nakształt jasnéj myśli świeci w jéj duszy — lecz nie! Słucha tylko, bo sądziła, że ktoś się zbliża — śpieszy daléj i znowu w niejakiéj odległości, kładzie drugie dziecię na liściach, pod zasłoną gałęzistego drzewa — mimowolnie i przez niepojętą sprzeczność z czynem swoim, znowu całuje delikatną istotę — i biegnąc ucieka pomiędzy krzakami, jakby ją furye gnały.
Przez gęstwinę zwierzyńca z rękami w niebo wzniesionemi, chwiejąc się skacze Małgorzata, i niepewną nogą jak nocne widmo śpieszy daléj, coraz daléj, jabky sama przed sobą uciekała — włosy za nią straszliwie powiewają — okropną trwogą przejęte oczy, niegdyś tak piękne, z twarzy głęboko zapadłéj patrzą w koło — coraz mniejsze daje kroki — nakoniec z dosięgającym nieba, rozdzierającym serce krzykiem pada pod drzewami...
Burza ustała — pojedyncze gwiazdy błyszczą na firmamencie, a przez gałęzie śniegiem pokrytych drzew pada promień księżyca na bladą, obumarłą twarz dzieciobójczyni — czyliż dusza jéj wspólnie z duszami małych odrzuconych dzieci idzie do tronu Przedwiecznego?
Wiatr śpiewa pieśń usypiającą — eolska arfa w parku