Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/310

Ta strona została przepisana.

— Słowa pani, Karolino, są balsamem na niejedną ranę mojéj duszy, mówił Eberhard mocno wzruszony uprzejmą szczerością księżniczki. Patrzysz pani na mnie zdziwiona, jakbyś zapytać chciała, co to za rany? O! nie pytaj! Za mną jest bardzo burzliwa przeszłość, o któréj następstwach rzadko kiedy zapominam!
— Przynajmniéj niech na tę godzinę zniknie wszystko, co kiedyś zaszło; wejdźmy do téj groty i przez krótkie chwile marzmy o tém, co nas do głębi wzrusza i przejmuje.
— Głos twój drży, Karolino — o! bądź silną — i mnie coraz bardziéj przejmuje przekonanie, że ta godzina ciężką będzie, ale Bóg udziela nam siły do pokonywania naszych wrażeń.
— Ale udziela nam także nieopisanego uczucia, które nas przemódz pragnie. O! jedno tylko słowo słyszeć pragnę, jedno zaspokojenie, a potém spróbuje zdobyć się na siłę, o któréj mówisz, Eberhardzie!
— A więc, kiedy pragniesz tego Karolino, kocham cię, kocham mocno i święcie, — ale posiadać cię nie mogę!
— Eberhardzie, poszepnęła księżniczka, w sam czas wchodząc do niszy wsparta na jego ramieniu, gdzie pokonana jego słowy padła na krzesło: o jakże mi błogo w téj chwili! jak bozkie, wzniosłe i piękne jest to co słyszę! Kochasz mnie! a ja tylko przy tobie żyję!
Hrabia de Monte Vero stał obok księżniczki i mocno wzruszony patrzał na nią; uścisk jéj ręki, wiele mówiące spojrzenie jéj pięknych oczu, mówiły o świętym zapalę, jéj serca, o jéj gorącém przywiązaniu — zaszeleściły firanki, oddzielając tę muzykę miłości od zgiełku masek, Eberhard jakby wolą bozką zmuszony, padł na kolana, a usta przycisnął do drżącéj z rozkoszy i wzruszenia ręki ciężko oddychającéj księżniczki.
Niewypowiedziany zachwyt rozjaśnił tę jedyną, krótką chwilę bozkiego wyznania, gdyż bozką jest miłość, która czystą jak słońce wspaniałością nagle w dwóch sercach rozgorzeje i skrycie przed okiem świata głęboko