de Monte Vero. Chcieli oni bądź co bądź nietylko hrabiego, ale i jego dziecię dostać w moc swoją, — dziecię, o ktorém von Schlewe, nie domyślając się, że Leona była jego matką, wiedział dosyć dla umęczenia i doświadczenia serca Eberharda! Czynił więc sobie najsurowsze wyrzuty, że niepomny na korzyści, jakieby osiągnął z posiadania Małgorzaty, wypchnął ją owéj nocy z zamkowéj werandy. Nie tracił jednak nadziei, że przy pomocy Pająka i Furscha dostanie jeszcze w moc swoją opuszczoną kochankę księcia, i że wtedy będzie miał w ręku narzędzie, za pomocą którego nietylko Eberharda wciągnie w śmiertelną walkę, w ktôréj zapewne ojcowska miłość odniesie zwycięztwo, lecz jeszcze tak go skrępuje, iż upadek hrabiego niezawodnie nastąpi.
Wróćmy teraz do owéj styczniowej nocy, w ktôréj nieszczęśliwa Małgorzata, porzuciwszy dzieci swoje, jakby szaleństwem gnana i podżegana, uciekając padła pod okrytemi śniegiem drzewami. Gdyby omdlenie jéj trwało tak długo, pokiby nie przeszło w sen, którym lodowate zimno zwodniczo przejmuje rozkosznemi marzeniami, byłaby umarła; umarłyby i dzieci, które okryła częścią swojéj ubogiéj odzieży i z dala przy cmentarzu pomiędzy drzewami położyła.
Lecz Bóg inaczéj mieć chciał.
Małgorzata nagle ocuciła się, jakby ją głos jakiś wołał, — kilka minut, w ciągu których nieprzytomna przeleżała na śniegu i liściach, wydały się jéj długiemi godzinami, — przetarła czoło i oczy, — odzyskała przytomność, a z nią cały ogromny ciężar nieszczęścia.
— O mój Boże! zawołała nagle, prędko się zrywając, moje dzieci — oboje — cóżem uczyniła, ja nieszczęśliwa! Moje dzieci umarły, zmarzły — a ja je zamordowałam! Daléj — śpiesz z powrotem! Gdzie to było? gdzie twoja drżąca ręka w straszliwej rozpaczy położyła ję na drodze? gdzie to było? — o Matko Bożka! dopomóż mi — zmysły tracę — ratunku — ratunku! Tam, — tak, tak, tam
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/325
Ta strona została przepisana.