miłosierdziu? Czy twój utracony bliźniaczek braciszek dostał się w ręce uczciwych ludzi?
Małgorzata z nieopisaną rozkoszą spojrzała na dziecko, spoczywające na jéj ramieniu i całą jéj pociechę stanowiące.é
— Jak spokojnie śpisz, jak się uśmiechasz, ty najdroższe mi na świecie! Zdaje mi się, że jego obraz odbija się w twoich rysach, że mi przypominasz tego, do którego wiecznie należy dusza moja! On mnie opuścił i zapomniał — on dla mnie niedostępny i stracony — a jednak muszę go kochać gorąco i wiecznie! Kiedy się całuję, zdaje mi się, że jestem bliżój niego; kiedy na ciebie patrzę, mam przed oczami jego rysy.
— Ale — tu Małgorzata uczuła niezmierną trwogę — jeżeli twój braciszek bliźniaczek umarł lub zmarzł na drodze — to ja go zabiłam! O mój Boże — umarł! W rozpaczy zapomniałam o miejscu! Ludzie znaleźli małego trupka — ludzie będą mię poszukiwali! Dzieciobójczyni pójdzie pod pręgierz, kat ma do niéj prawo! Biada, biada ci nieszczęśliwa! Ukryj się, uciekaj!
I codzień bardziéj przejmowała ją nietylko obawa poszukujących, lecz i wyrzuty sumienia. Gdy nadszedł wieczór, gdy nocna cisza zaległa drogi w zwierzyńcu, błąkała się ciągle po pod cmentarnym murem, zmierzając ku książęcemu pałacowi, jakby dziecięcia swojego szukała! Po upływie kilku tygodni, skoro tylko opuściła to miejsce, zdawało się jéj, że powinna znowu tam wrócić, szukać i znaleźć jakiś ślad — i znowu wszystko, było daremne! Straciła spokojność życia!
Podczas jednéj ostrém zimnem przejmującéj nocy, starannie okrywając dziecię, pośpieszała dalej z miejsca, na ktôrém została dzieciobójczynią, dążąc przez zwierzyniec — w lesie było cicho — tylko śnieg skrzypiał na drodze pod jéj nogami — czarne pnie drzew wydawały się jéj z daleka czatującemi, pochylonemi postaciami — ale nie bała się, lecz pogrążona w myślach szła daléj. Gdzie niegdzie ukazywał się już leśny mech, bo słońce
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/329
Ta strona została przepisana.