Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/331

Ta strona została przepisana.

Małgorzata przystąpiła do nizkich drzwi bez zamka i zasuwy, i lekko a ostrożnie nacisnęła je.
Uderzyła ją woń stęchlizny — otoczyła głęboka ciemność; przestrzeni, w którą weszła, nie oświetlał nawet promyk księżyca.
Ale nagle usłyszała mocny, regularny oddech.
Tuląc do siebie dziecię, stała cicho i słuchała.
Nie było wątpliwości — jakaś istota tu w nędznéj chatce miała schronienie!
Małgorzata mocno otworzyła oczy i starała się prędko przyzwyczaić je do ciemności, aby przez nią przejrzeć mogła.
Z ust jéj wybiegł lekki okrzyk przestrachu, jaki nas zwykle opanowywa, gdy w podejrzaném miejscu nagle postrzeżemy przedmiot bezkształtny i trudny do poznania.
W kącie, bardzo blizko niéj, leżała skurczona jakaś istota, a trudno było poznać czy to człowiek czy zwierzę! Małgorzata odskoczyła przerażona, chąc się na powrót dostać do dzieci, ale przytém mocno wpoiła wzrok w istotę, która się teraz poruszać zaczęła.
— Kto tam? zapytał głos ostry. Odpowiadaj! Kto jesteś?
— Widzę, że jesteście kobietą, — zlitujcie się nademną, nie mam schronienia.
— To i tobie tak się powodzi jak mnie, moje dziecko, zaśmiał się gruby głos; jest tu miejsce dla nas obu! Gdzie śpi hrabina Ponińska, tam ty zapewne uśniesz wygodnie!
I jak się zdawało, stara, skurczona osoba podniosła się, a Małgorzata po szczególnych jéj słowach obejrzała się strwożona i zdziwiona, bo mnie mała, że widzi przed sobą waryatkę.
— Zamkniéj drzwi, moje dziecko, powiedziała przystępując bliżéj i zaglądając jéj w oczy, bo najdzie tu jeszcze więcéj zimna! A co to masz?
Małgorzata obawiając się, aby ta odstręczająca nie-