Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/334

Ta strona została przepisana.

dytykającém ją i jéj potomków, o przekleństwie, które na opuszczonéj Małgorzacie tak się okropnie sprawdziło!
Obie spokrewnione, nie domyślające się tego, siwa żebraczka jeszcze nie lękająca się grzechu, nizko upadła matka pięknéj Leony, widziała, że ta, która w zaufaniu szukała obok niej schronienia w nędznéj chatce, posiada więcéj niż ona. Na co nie liczy nikt inny, prócz téj wewnętrznie i zewnętrznie upadłéj i zepsutéj starej, to głód i pragnienie w niéj obudziły; co każdy inny uważałby za grzech śmiertelny i czegoby się obawiał, to nie przerażało zgoła téj w występkach posiwiałéj hrabiny, zawsze wybornie umiejącéj usprawiedliwiać swoje czyny, chociażby najprzewrotniejsze.
Małgorzata przez ciągle ponawiany pobyt u żebraczki stała się tak spokojną, iż usnęła, trzymając dziecię na ręku, a snu tego bardzo potrzebowała!
Zewnątrz w zwierzyńcu wiał pierwszy wiosenny wiaterek, śnieg znikał coraz bardziéj, drzewa pękały, a na mchu można już było gdzie niegdzie postrzegać drobne trawki i źdźbła. Byle tylko spadł ciepły deszczyk, te krzaki przez jedną noc pozielenieją, a czego jeszcze brakuje, to wyrodzą promienie coraz bardziéj przygrzewającego słońca; ptaszki śpiewały już ciesząc się wiosną, a w dzień rozlegało się dalekie kucie dzięcioła. W nocy jeszcze większe panowało życie w krzaczastych częściach parku; starzy przyjaciele przyrody, ludzie nie mający mieszkania, albo z pod prawa wyjęci, opuściwszy przedmieściowe szopy, w których niepewne zimą mieli schronienie, odszukali swoich letnich kwater, nie zważając na trochę wilgoci i zimna, bo umieli zaradzić sobie suchém liściem, i żyli przyjemną nadzieją z każdym tygodniem wzrastającéj piękności przyrody.
Chatkę, w któréj od niejakiego czasu hrabina Ponińska i biedna Małgorzata noce przepędzały, już w dzień obejrzał był strażnik zwierzyńca, który zauważył wprawdzie samowolne wkwaterowanie się, ale nie mówił o tém ani słowa, jako o rzeczy zwyczajnéj, i nie myślał