Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/346

Ta strona została przepisana.

uszczęśliwia — a oto stary wałęsa się zakłopotany i strwożony!
Baczne oko, które przyrzekł mieć strażnik, nie bardzo było na rękę staremu Hirschowi, prędko więc namyślił się, jak to oko odwrócić.
— Nie trudźcie się — ja i tak nie sypiam, bo to już taki mój zwyczaj.
— Boi się, mruknął strażnik do policyanta, aby mi co za to nie dać!
— No, kiedy taki skąpy, to niech się sam pilnuje aż do sądnego dnia! półgłosem odpowiedział policyant i zabierał się do odejścia.
— Dobranoc, panie Hirsch! nieco ironicznie rzekł strażnik i powoli odszedł za towarzyszem.
I stary usłyszał regularne ich kroki, wzajemnie ich pożegnał i udał, że chce znowu zamknąć drzwi domu.
— To ci się przysłużyli! śmiejąc się szepnął Fursch.
— Biada mi, ja was już nie puszczę! Już po mnie — on chce mieć baczne oko! Zrobicie z mojego domu morderczą jaskinię!
— Schalles Hirsch — stara, lichwiarska duszo — czy myślisz że ciebie nie rozumiem? cicho powiedział Fursch, przystępując blizko do pochylonego i słuchającego żyda, i położył mu na ramionach ręce, z takiém dla szyi niebezpieczeństwem, iż żyd przeląkł się: ty chcesz na wpół groźnemi słowami wyrzutu skłonić do tego, abym cię przypuścił do większych korzyści! Stary, wyszlifowany szelmo, czy ci nie dałem tysiąca talarów z pocztowych pieniędzy?
— W kuponach i akcyach, z powodu których mogłem kark skręcić!
— Czy przed trzema laty, pamiętam to dobrze, za zegarki i pierścienie, które miały wartość całego majątku, dałeś mi choć szeląg więcéj jak dwieście talarów?
— Nic jeszcze na nich nie zarobiłem, wszystko leży, rdzewieje!