Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/349

Ta strona została przepisana.

wszystko otrzymam i usłyszę, zaraz jutro będę w drodze...
— Do Monte Vero? niecierpliwie przerwała mniszka.
— Przedewszystkiém do Londynu — ale ztamtąd jak można będzie najprędzéj do odległego państwa, w ktérém leży wymieniona przez panią posiadłość.
— Monte Vero leży o trzy lub cztery dni jazdy od Rio de Janeiro, tam się wszystkiego dowiecie — oto papiery wam potrzebne! Tu dowód, że hrabia de Monte Vero umarł — oto pasporta dla was i waszych towarzyszy! Dosyć one trudów kosztowały! wyzywającym tonem powiedziała mniszka.
— Mocno dziękuję, pobożna siostro — chciałbym bardzo wiedzieć, komu to wszystko winienem?
— Tego się nigdy nie dowiecie — i nie starajcie się o to; jeżeli wykryjecie tajemnicę, nie mogę wam zapewnić żadnéj więcéj pomocy!
Fursch teraz jeszcze bardziéj zaciekawiony spojrzał najprzód na papiery, które mu mniszka wręczyła, a na których znajdowały się wszystkie podpisy i pieczęć urzędu spraw zagranicznych, a późniéj na nią — gęsty welon zasłaniał jéj twarz — miała przytém mocno na czoło nasunięty kaptur — napróżno rozmyślał Fursch, czy damy, którą przed sobą widzi, po głosie poznać nie zdoła.
— Ale papiery te są bez błędu i zarzutu? wahając się zapytał.
— Są tak w porządku i doskonałe jak wszystkich innych osób. które pasportów potrzebują! odpowiedziała przebrana mniszka. Możecie nawet być pewni, że do hrabiego de Monte Vero nie dojdzie żaden list, ani też ztąd nie dojdzie żaden do jego posiadłości!
— Jak się zdaje, pobożna siostra jesteś wszechwładną, usuwasz nawet i tę przeszkodę!
— Przesyłką listów z południowéj Ameryki i do liéj, w jedném z naszych miast portowych zajmuje się urzędnik — którego nie wymienię — ale którego przekupiono! Listów zatém nie bójcie się wcale! Tylko