Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/371

Ta strona została przepisana.

Po odczytaniu rzekł: — Wykonawco, czyń twą powinność, niewolnik oddaje się w twoje ręce!
Diaz wziął pargamin, obejrzał podpis cesarza, i oddał go pierwszemu ze swoich pomocników dla zachowania, a inni pomocnicy uwalniali tymczasem skazanego z więzów.
Można było widzieć, jak w téj chwili wznosiła się pierś Marcellina, jak wzrok jego strasznie ponuro błyszczał, jak usta pobladły ze wzruszenia — a jednak nie drżał — z szyderczą miną odtrącił księdza i mnichów, pragnących zbliżyć się ku niemu, i wskazał na Diaza, niby mówiąc:
— Tylko z tym mam jeszcze pomówić!
— Idź więc do piekła grzeszniku — módlcie się za jego biedną duszę! rzekł sługa kościoła, a mnisi poklękali.
Pomocnicy kata chcieli porwać Marcellina i przytrzymać go, gdy mu Diaz zakładał stryczek — ale ich tak dziko i stanowczo odepchnął, że mu tylko sznurem ręce w tył związali.
Chwila, w któréj ujrzano murzyna Diaza zbliżającego się do murzyna Marcellina silne wywarła wrażenie — obu handlarze niewolników haniebnie porwali z ich ojczyzny, a handlarze przeszachrowali ich w drugiéj części świata, aby białym współbraciom służyli jako biczem zagrożeni, nikczemni niewolnicy. Diaz byłby i teraz jeszcze także udręczoném i pogardzoném, wyjętém z pod, prawa stworzeniem, gdyby go przypadek nie był podniósł. Obaj może pochodzili z jednego plemienia — byli synami może jednego ojca, — a teraz jeden miał być katem drugiego!
Takie, jakkolwiek ciemne i bezładne myśli można było wyczytać w oczach Marcellina, gdy Diaz przystąpił ku niemu — rozwarł on oczy tak szeroko, iż widać było zupełnie straszliwe ich białka.
Ale czarny kat musiał pełnić swój obowiązek, a niejednemu już czarnemu zadał on śmierć zasłużoną. Nie