Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/373

Ta strona została przepisana.

— Czy masz jeszcze coś do powiedzenia lub do zeznania, niewolniku Marcellino? Spytał czarno ubrany sędzia.
Murzyn skinął, że nie.
— Módl się! mocnym głosem wyrzekł ksiądz.
Marcellino zaśmiał się szyderczo, jakby chciał powiedzieć: Co mi po modlitwie, nic mnie już nie zbawi! Klęczący na poprzecznéj belce przy żelaznym haku Diaz dał jakiś rozkaz swoim pomocnikom, który miał znaczyć: „Do dzieła!“ — pociągnęli więc za sznur — a Marcellino zabujał na pętlicy pod szubienicą.
Teraz kobiety na chwilę zakryły oczy, gdyż murzyn rzucał się okropnie i wściekle usiłował uwolnić związane ręce, w dzikiéj rozpaczy ruszał nogami, których muskuły nabrzmiewały, a oczy wystąpiły mu z dołów.
Z szybkością błyskawicy zawisł o półtory stopy od haka.
Teraz rozpoczęła się zwykła w Rio praca kata, przyczyniająca się do ulżenia lub przyśpieszenia śmierci ofiary. Z niezmierną szybkością okręcił sznur, który posługacze puścili około belki poprzecznéj i związał go mocno — potém zeskoczył z belki na ramiona Marcellina, aby przez to tém mocniéj zaciągnął pętlicę na jego szyi!
Więcéj niżeli sto razy ten skok szybko uwalniał ofiarę od męczarni. Sznur utrzymywał powieszonego i kata — ale teraz zaledwie nogi równie zręcznego jak ciężkiego Diaza dotknęły ramion Marcellina, dał się słyszeć jakiś trzask....
Sznur, który w miejscu przez hak przechodzącém przetarł się, pękł....
Czarny kat i jego ofiara spadli z wysokości szubienicy na ziemię, a posługacze zaledwie mieli czas odskoczyć na bok z ich drogi.
Rozległy się tysiączne krzyki.
— On go tracić nie powinien! zabrzmiało z ust wielu murzynów.