leniem wytężającém jego muskuły, cisnąc w ręku sznur, zdołał nakoniec skazany tak daleko podnieść się, że ręką ujął za hak. Ponieważ korpus Marcellina teraz nagle bujać się począł, Diaz musiał prędko wskoczyć na poprzeczną belkę, aby na dół nie spadł.
Ale ocalony murzyn kołysząc się, żelazną pięścią zawisł na haku.
— Bom Diaz nie ma już do niego prawa — zawołały tłumy — to po raz drugi!
— Na dół kat! Drabiny dla Marcellina! wołano zewsząd.
Rzeczywiście wyczerpały się teraz siły murzyna, widziano, że spadnie, jeżeli mu nie podadą podpory.
Usłyszano rozkaz sędziego i ujrzano, że ręką wskazał na hrabinę — pomocnicy Diaza przynieśli ją i tak ustawili, że Marcellino łatwo mógł się na nią dostać.
Gdy tłumy radośnie wykrzykiwały i spierały się, wyprawiono posłańca do cesarskiego pałacu, prosząc o decyzyę don Pedra jak postąpić w takim razie. Wprawdzie lud był tego przekonania, że biedny grzesznik, który po dwakroć wyśliznął się z rąk kata, zasługuje na uwolnienie i przebaczenie, jednak jak ludzie zapamiętali nigdy się to nie zdarzyło.
O to się niezmiernie żarliwie spierały nieprzejrzane tłumy. Jedni głośno objawiali domysł, że Bom Diaz umyślnie dla swojego jednoplemiennika wypadek ten ułatwił, ale drudzy zakrzyczeli ich, utrzymując, iż dobrze widzieli, że i stryczek i sznur były doskonałe jak zawsze.
Nakoniec z ust do ust rozniosła się między tłumem wiadomość, że cesarz wyjechał do znanéj wszystkim posiadłości Monte Vero, lecz że minister sprawiedliwości nakazał powstrzymać egzekucyę.
Tłumy jednak nie prędzéj rozeszły się, aż się przekonały, że Marcellino wrócił do więzienia.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/377
Ta strona została przepisana.